08:27

Polski Festiwal, Wycieczka & Halloween Party

Polski Festiwal, Wycieczka & Halloween Party
W weekend (11-12/10) odbywał się Polski Festiwal w Houston. Już wcześniej planowaliśmy na niego pójść, a ostatecznie zdecydowaliśmy się na przyjazd w niedzielę. Na miejscu okazało się, że Ayla zapomniała wziąć z domu butów (i to nie pierwszy raz, tylko trzeci), więc razem z Carlem musieli pójść do sklepu i kupić nowe. Razem ze Stel, weszłyśmy na teren festiwalu i po 3 sekundach zatrzymał nas pewien mężczyzna. Przywitał się (po polsku) i zapytał czy chodzę tu do kościoła, zaproponował też, że może po mnie przyjeżdżać i zabierać mnie do kościoła w każdą niedziele. Wydaje mi się, że ta konwersacja wiele mówi o mentalności w Polsce. Każdy zgodziłby się, aby randomowy stary Janusz zabierał go co niedziele do kościoła XD Po tej fantastycznej konwersacji poszliśmy zjeść pierogi, nie były wegańskie ale smakowały jak te w Polsce. Na festiwalu spotkałam się z Katją i jej host rodzicami (+Gustavo). Nic ciekawego się nie działo, ale przynajmniej spędziliśmy miło czas i zrobiliśmy ładne zdjęcia. Byłam zawiedziona, bo nie porozmawiałam z nikim po polsku, więcej niż przez 3 sekundy. Po festiwalu pojechaliśmy zjeść lunch, a następnie do muzeum. Było to prywatne muzeum, w którym nie można robić żadnych zdjęć. Wystawy bardzo mi się podobały i żałuje, że nie mogę pokazać Wam jak ładnie tam było. Tego dnia było okropnie gorąco (34*), a dla porównania następnego dnia było już tylko 12 stopni. Stel chciała iść na spacer i pierwszy raz od mojego przyjazdu otworzyli w domu okna. Wydaję mi się to okropnie dziwne, bo ja zamarzałam i z zimna nie mogłam ruszać palcami (w domu nie ma ogrzewania, więc też odczuwało się 12 stopni). Nawet w Polsce było cieplej niż w Houston. Temperatura ta utrzymywała się przez cały tydzień, wszyscy (oprócz mnie) byli bardzo zadowoleni z tego powodu. 

Katja i ja

W środę pojechałam na moją pierwszą wycieczkę szkolną. Przed wycieczką dostaliśmy kartki, które musiały zostać podpisane przez naszego każdego nauczyciela. Nauczyciel może nie wyrazić zgody na wasz wyjazd, jeśli oceny nie są wystarczająco dobre, albo robicie coś ważnego tego dnia w klasie. U mnie nie było takiej sytuacji, więc nauczyciele bez problemu podpisali mi zgodę. 
Tego dnia do szkoły przyszłam o 6.40, ale dopiero o 7.10 zaczęli zbierać się ludzie. Wycieczka organizowana przez moją nauczycielkę od plastyki i spowodowana była dwoma nadchodzącymi konkursami. Nauczycielka chciała byśmy mieli okazje zrobić zdjęcia zwierząt (temat konkursu to rodeo, sami musimy wykonać zdjęcia referencyjne na których podstawie zrobimy rysunek). Była to moja pierwsza podróż żółtym szkolnym autobusem i nie wspominam jej najlepiej. Może po prostu moje nogi są za długie, ale naprawdę niewygodnie się w nim siedzi. Kolana wbijają się w fotel przed wami i ogólnie niemiło. Cieszę się miałam okazje to przeżyć, ale chyba nie mogłabym nim jeździć codziennie do i ze szkoły. Na początku pojechaliśmy na farmę, należąca do naszego szkolnego dystryktu. Nie miałam pojęcia o jej istnieniu, ale mają tam słodkie kozy i owce.

miła owca
Na miejscu mieliśmy 45 minut, a następnie jechaliśmy do zoo. Zoo bardzo mi się podobało, jest bardzo ładnym miejscem do spacerowania. Zwierzęta mają bardzo zadbane wybiegi i widać, że pracownicy o nie dbają. Nie jestem fanką zoo, bo zazwyczaj można zobaczyć, że zwierzęta nie są szczęśliwe w tym miejscu. 


To zoo prowadzi wiele akcji ratujących zwierzęta, więc to doceniam. Po 2 godzinach pojechaliśmy do pizzerii, w której nic nie zjadłam (ciężkie prawie wegańskie życie). Poznałam tam dwie dziewczyny z którymi w sumie nie utrzymuje kontaktu, ale witamy się na korytarzu. Do szkoły dotarliśmy równo o 14.35, czyli o porze w której dzwoni dzwonek kończący lekcje. Zaskoczyło mnie to, jak zaplanowana była każda minuta wycieczki, musieliśmy dotrzeć do szkoły, tak by wszyscy zdążyli na swoje autobusy do domu. 

W piątek rano odbyło się kolejne pep rally. Kilka tygodni wcześniej moja host mama kupiła mi bluzę z logiem i w kolorach szkoły (czarny i złoty), więc bardzo się cieszyłam, że mogę ją w końcu założyć. Po przyjściu na salę gimnastyczną okazało się, że kolorem przewodnim tego pep rally był różowy :) 

W sobotę brałam udział w moim pierwszym wolontariacie. Zorganizowany był przy współpracy z klubem plastycznym, dlatego było na nim dużo osób z mojej szkoły. Tematem przewodnim było Halloween, odbywało się to w bardzo pięknym parku. Miejsce to podzielili na 11 stacji, tak by utworzyć "Trick or Treating Trial". Ja znajdowałam się na stacji trzeciej, na której dzieci musiały wysysać krew (wodę) ze zwierząt (z dzbanka z wodą z naklejką zwierzęcia xd) używając takich małych pompek. Moim zadaniem było rozdawanie cukierków za dobrze wykonane zadanie, był to dzień w którym wypowiedziałam słowa "You are welcome" najwięcej razy w całym życiu. Ogólnie bardzo mi się podobało, dostaliśmy darmowe jedzenie i mogłam popatrzeć na dzieci przebrane w szalone kostiumy (mój faworyt to dziewczynka przebrana za lodówkę).


W niedzielę odbywała się impreza Halloween'owa w domu mojej koordynatorki. Nie przyszło tak dużo osób jak myślałam, że przyjdzie i ogólnie było 2/10. Moja koordynatorka wydaję się być bardzo niemiła i popsuła mi humor, ale no cóż życie. Najlepszą częścią imprezy było chodzenie po domach tak zwane "Scavenger Hunt". Jest to zabawa polegająca na zbieraniu rzeczy z wcześniej utworzonej listy. Możecie poprosić ludzi o maksymalnie 3 rzeczy np. jabłko, spinacz do papieru, gazeta, grę wygrywa drużyna, która zbierze najwięcej rzeczy. Większość ludzi było bardzo miłych, ale zdarzali się też tacy, którzy mówili, że nie mają niczego w domu i zamykali nam drzwi przed nosem. Standardowo moja drużyna przegrała. 


Odbywał się również konkurs na najlepszy kostium, ja wygrałam w kategorii najbardziej oryginalny. Nie powiedziałabym, że przebranie się za "eleven" ze Stranger Things jest oryginalne, ale przejdzie.


Od lewej: Dasha, Gwenda, Ja i Katja
wykrawaliśmy(?) też dynie
W (kolejną) środę pisaliśmy preSAT, są to (próbne) testy, które wymagane są do dostania się do Collage'u. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji z mojej strony. Testy te pisałam w budynku mojej szkoły o którego istnieniu nie miałam pojęcia, prosiłam wszystkich moich znajomych o pokazanie mi drogi jak tam dojść. Abelardo narysował mi nawet mapę, a ostatecznie po prostu mnie tam zaprowadził. Po przyjściu do sali okazało się, że nie ma mnie na listach (po czym magicznie się na nich pojawiłam). Pani w mojej sali nie była za bardzo poradna i bardzo mnie irytowała. Po dostaniu akrusza z zadaniami, zobaczyłam, że nadal jestem uważana za 9 klasę. Dobrze, że ktokolwiek z mojej szkoły mnie o tym poinformował i dobrze, że moja organizacja nadal tego nie załatwiła XD Teraz się śmieję, ale nie przyjmą mnie do polskiego liceum, jeśli zobaczą, że przez ten rok powtarzałam 9 klasę (ukończyłam ją rok temu w Polsce). Lunch spędziłam w tym samym budynku, jak się później okazało, w budynku w którym lekcje mają wszystkie osoby, które mówią po hiszpańsku, ale nie mówią po angielsku. Także jak się pewnie domyślacie, było to idealne miejsce dla mnie, ponieważ mój hiszpański jest doskonały. Było to najbardziej niezręczne 45 minut w tym tygodniu, ponieważ nie mogliśmy mieć przy sobie telefonów. Na szczęście siedzenie w ciszy, wśród 400 osób mówiących tylko po hiszpańsku to moje ulubione zajęcie, więc nie było tak źle.

Instagram: donau_

13:40

Strzelanina & Kino

Strzelanina & Kino
W poniedziałek (1 października) w mojej szkole rozeszła się plotka, o szkolnej strzelaninie. Dzień wcześniej pewien chłopak wstawił na instagram zdjęcie w którym prosił swoich znajomych o nie przychodzenie następnego dnia do szkoły, ponieważ planuje zrobić strzelaninę. W poniedziałek został on aresztowany od razu po przyjściu do szkoły. Było to dosyć przerażające, bo uświadomiłam sobie, że to naprawdę mogło się wydarzyć. Wszyscy słyszą o szkolnych strzelaninach, ale nikt w szkole nie przypuszcza, że kiedyś dotknie to ich szkoły. Osobiście nie znałam tego chłopaka, ale wiem, że moi znajomi mieli z nim lekcje. Sprawa była na tyle poważna, że nasza szkoła była nawet w lokalnych wiadomościach. Następnego dnia z tego powodu na 2 lekcji zrobili nam "lock down". Jest to procedura którą powinniśmy znać w razie prawdziwej strzelaniny. Nauczyciele powinni zamknąć klasy, zasłonić "okienko" w drzwiach oraz zgasić światła. Ten lock down był planowany, dlatego nie musieliśmy się nigdzie chować, większość osób po prostu spała, bo co innego można robić w ciemnościach. Skutkiem tego było także dzisiejsze (10/10) przeszukiwanie plecaków. Kiedy przyszłam do szkoły, nauczyciel przy drzwiach skierował mnie do innego wejścia. Tam zobaczyłam długą kolejkę ludzi, która oczekiwała na wejście do budynku. Okazało się, że wejście to prowadziło do jednej z sal gimnastycznych (nawet nie wiedziałam, że mamy więcej niż jedną), tam sprawdzali plecaki oraz skanowali nas wykrywaczami metalu. Stamtąd udaliśmy się do kafeterii w której kazali nam zająć miejsca przy stołach, by następnie znowu udać się do sali gimnastycznej. Tam czekaliśmy około 20 minut, a później ogłosili, że szkoła jest "czysta" i możemy pójść do swoich klas. 

Kilka tygodni temu na historii USA odbyła się "bójka". Tego dnia nie było naszej nauczycielki, więc mieliśmy zastępstwo z inną osobą. Po kilku minutach od wejścia do klasy i zajęciu swojego miejsca, dwóch chłopców zaczęło się bić. Wyglądało to tak jakby mieli się zaraz zabić, a po wszystkim okazało się, że powodem było to, że jeden chłopak zajął miejsce drugiemu. Na tej lekcji nasze miejsca są przypisane do nazwisk, wiec teoretycznie każdy wie gdzie siedzi. Brian (mój ziomek) powstrzymał bójkę i w ramach nagrody na następnym teście dostał extra credit oraz torbę słodyczy od nauczycielki. Jak możecie zobaczyć moja szkoła jest szalona, ale przynajmniej nie jest tak nudno XD 


  na tym nagraniu możecie zobaczyć mnie po lewej stronie, wiem, że moja reakcja jest bardzo adekwatna do sytuacji


Kino 
W poniedziałek (10/8) nie mieliśmy lekcji, ponieważ był Columbus Day. Nie uważam, tego święta jako czegoś co powinniśmy świętować, ale przynajmniej nie było szkoły. Abelardo chciał iść do kina i pierwotnie mieliśmy iść tam większą grupa. Finalnie przyszło tylko 6 osób - Ja, Brian, Abelardo, Katja, Josue i Estuardo. Z Katją przyszłyśmy jako pierwsze, później dołączył do nas Abelardo. Kupiliśmy bilety oraz popcorn (abelardo przy okazji zdążył poderwać pracownika kina) i czekaliśmy na resztę osób. Kiedy zobaczyliśmy, że film (teoretycznie) się już zaczął, a ich nadal nie ma, stwierdziliśmy, że to olewamy i idziemy do sali. Okazało się to być dobrą decyzją, ponieważ chłopcy przyszli godzinę później. W kinie byliśmy na filmie "Venom", bardzo śmieszny film, więc polecam serdecznie. Po filmie nie bardzo wiedzieliśmy co robić, więc chwile posiedzieliśmy przed kinem, a następnie poszliśmy na karuzele. Była to naprawdę szalona sytuacja, ponieważ zagadaliśmy do dziewczyny która ją obsługiwała, a ona pozwoliła nam wejść za darmo. Szczerze mówiąc czułam się jak w filmie, bo jeżdżenie za darmo na karuzeli o 22 z przyjaciółmi brzmi jak mój American Dream. Może koloryzuje, ale był to pierwszy raz od długiego czasu kiedy czułam się naprawdę szczęśliwa. Później dziewczyna od karuzeli, opowiadała nam o tym jak kiedyś jeździła na łyżwach i ktoś za nią się przewrócił, a następna osoba przecięła mu ramie, także całkiem miło. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się też, że była kiedyś w Polsce i bardzo smakowało jej polskie jedzenie. Potrafiła mówić po hiszpańsku, więc wszyscy oprócz mnie i Katji się z nią dogadywali XD później chodziliśmy jeszcze trochę po galerii i  Katja oglądała bardzo drogie sukienki na prom. To był najmilszy poniedziałek w moim życiu i ciesze się, że nie umarłam w strzelaninie. 



od lewej: ja, Katja, Abelardo


instagram: donau_

15:16

Homecoming week

Homecoming week
Wiem, że znowu (bardzo) długo nie pisałam, ale przez kilka ostatnich tygodni nie miałam wolnego czasu. 

Przed wymianą nie za bardzo wiedziałam, czym tak naprawdę jest Homecoming, wiedziałam, że w tym czasie odbywa się bal i mecz footballu. Homecoming to coroczna tradycja w której (teoretycznie) byli uczniowie szkoły spotykają się w szkole/mieście, by celebrować(?) bycie absolwentami. Homecoming zazwyczaj zorganizowane jest wokół jakiegoś wydarzenia, w przypadku większości szkol meczu amerykańskiego footballu i balu. W szkołach odbywa się tzn. "spirit week", w którym jest 5 tematycznych dni. W mojej szkole było to: 
  1. Poniedziałek- Twin Day 
  2. Wtorek- Celebrity
  3. Środa- Meme Day 
  4. Czwartek- Back to 90s
  5. Piątek- Blackout Day


W piątek wieczorem odbywała się gra, a w sobotę Homecoming Dance. 

Co się działo: 
W poniedziałek, mało kto się przebrał. Ja nie znalazłam nikogo kto zechciałby być moim bliźniakiem, więc do szkoły przyszłam w normalnych ubraniach. O ile ludzie nie mieli ze sobą lekcji, albo nie siedzieli razem na lunchu, to ciężko było stwierdzić czy ktoś ma swojego "bliźniaka". W poniedziałek miałam zadane mnóstwo pracy domowej z plastyki, dlatego rysowałam do pierwszej w nocy, a i tak nie skończyłam wszystkiego. Jest to główny powód dlaczego nie piszę tu tak często jakbym chciała. Prace domowe nie są trudne, ale są bardzo czasochłonne.
We wtorek, nie miałam pomysłu za kogo mogłabym się przebrać. Jeszcze mniej osób w poniedziałek wzięło udział w tym dniu, widziałam jedynie kogoś przebranego za Ariane Grande i Kurta Cobaina, więc jak możecie zobaczyć, szampańska zabawa. 
Środa była chyba najśmieszniejszym dniem, gdy usłyszałam o tym, że temat dnia to memy, bardzo nie spodobał mi się ten pomysł. Jestem ultra nie kreatywna i nie miałam pojęcia jak mogę przebrać się za mem. Po przyjściu do szkoły okazało się, że ludzie wpadli na tyle świetnych pomysłów, że przez cały dzień chodząc po szkole śmiałam się z ich przebrań. Ludzie przebierali się za przeróżne rzeczy zaczynając od jodłującego chłopca z walmartu, po te tańczące manekiny i "is this a pigeon?". Żałuję, że nie wymyśliłam żadnego przebrania w tamtym dniu, ale już nic z tym nie zrobię. W środę po szkole wyruszyliśmy w poszukiwaniu butów na Homecoming (sukienkę kupiłam wcześniej). Ostatecznie znaleźliśmy brzydkie buty za 30 dolarów. Szukaliśmy też miejsca w którym mogłabym wywołać moją kliszę z aparatu analogowego i okazało się, że w czwartym największym mieście w Stanach Zjednoczonych nie ma miejsca w którym mogłabym to zrobić. Ironia losu, że w moim mieście w Polsce w którym mieszka 20 tysięcy osób, jest takie miejsce, a tu nie. 
W czwartek był powrót do lat 90 i szczerze mówiąc nie musiałam się za bardzo starać, bo mój styl ubierania opiera się na latach 80 i 90. W ten dzień przebrało się prawie najwięcej osób. 
W piątek odbył się blackout day, kolory naszej szkoły szkoły to czarny i złoty. Większość osób założyło po prostu czarne ubrania lub szkolne koszulki. Tego dnia wieczorem odbywała się gra footballu, a zawsze przed takim wydarzeniem rano jest pep rally. Nigdy wcześniej o tym nie słyszałam i było to najbardziej amerykańska rzecz jaką w życiu doświadczyłam. Pep rally ma na celu dodania ducha szkole, zaczyna się ono o 6.50 i trwa do pierwszego dzwonka na lekcję. Motyw tego pep rally to "glow in the dark", dzień wcześniej w kafeterii można było kupić glowsticki i świecące w ciemności farby. Na to wydarzenie miałam iść z Siną, ale on mnie wystawił, więc wyszło tak, że poszłam sama. Usiadłam na pierwszych trybunach i czekałam na rozpoczęcie. Wokoł mnie było mnóstwo ludzi których nigdy wcześniej nie widziałam i niestety nie siedziałam z żadnymi znajomymi. Gdy wszystko się rozpoczęło, jakiś pan na środku sali zaczął mówić np. "juniors are you excited?" i wtedy wszyscy z tego rocznika zaczynali krzyczeć. Wtedy właśnie zorientowałam się, że coś jest nie tak, bo osoby wokół mnie krzyczeć zaczęły po usłyszeniu "freshman". Nie wiem czy ja jestem głupia czy głupia, ale tak; usiadłam ze złym rocznikiem. Najlepiej bawili się seniors, bo wiadomo to ich ostatni rok w szkole. Cale wydarzenie trwało około 30 minut i można było się wtedy spóźnić na pierwsza lekcje. Ja średnio chciałam się spóźnić ponieważ na pierwszej lekcji miałam sprawdzian z biologii. Z sali gimnastycznej wyszłam trochę wcześniej, żeby uniknąć największego tłumu. Na lekcje oczywiście się spóźniłam, ale to bez różnicy bo i tak nie zdałam tego testu. 
Na lunchu kupowałam bilety na homecoming (10$) i na wieczorną grę footballu (3$). W tle leciała muzyka i ludzie zrobili sobie bitwę taneczna na stołówce. Ogólnie atmosfera tego dnia była milutka i czuło się ducha szkoły. 

pep rally
pep rally vol.2

pep rally vol.3

O 19 zaczynała się gra footballu, a z domu wyjechaliśmy po 18, ponieważ po drodze zabieraliśmy Katje. Na miejscu byliśmy 10 minut przed rozpoczęciem meczu + okazało się też, że podjechaliśmy od złej strony stadionu. Wyrobiliśmy się na styk, przy wejściu przeszukiwali nam torby i skanowali nas wykrywaczem metalu. Umówione byłyśmy z osobami z którymi siedzę na lunchu i to z nimi spędziliśmy czas. Gra była dosyć nudna, ponieważ nasza drużyna cały czas wygrywała, za to atrakcji dodawał nam Abelardo. Katja nauczyła go przeklinać po polsku i po ukraińsku, rozmawialiśmy w 3 rożnych językach i  było całkiem zabawnie. W przerwie meczu odbył się krótki występ przeciwnej szkoły, oraz wybór króla i królowej homecoming. Nasza szkoła nie występowała, nie wiem dlaczego, ale było to bardzo podejrzane. Druga połowa meczu była jeszcze nudniejsza, a w dodatku zaczął padać deszcz. Większość osób wyszło wcześniej, Katja, Abelardo i ja zostaliśmy do końca. Ostateczny wynik meczu to 53:13, także nieźle nam poszło. 




Homecoming Dance 
Taniec odbywał się w sobotę, tego dnia wstałam bardzo wcześnie, ponieważ o 15 przychodziła do mnie Katja. Musiałam posprzątać pokój, łazienkę i zrobić pranie (brzmi jak Kopciuszek, najpierw sprzątanie, później bal). Katja tego dnia była na wolontariacie w Ukraińskim kościele i okazało się, że nie wyrobi się z przyjściem na czas. Przyszła godzinę później i szczerze mówiąc ledwo zdążyłyśmy się przyszykować. Zjadłyśmy wegańską pizzę (nasze fit wegańskie życie przed balem) i zaczęłyśmy robić makijaż. Szczerze mówiąc to był pierwszy raz w życiu kiedy malowałam całą twarz i prawdopodobnie wyglądałam jak clown. Zajęło nam to godzinę, więc na zrobienie włosów zostało już niewiele czasu. Tu wilgoć w powietrzu jest tak duża, ze po 5 minutach na dworze, nasze włosy i tak były proste. Przed wyjściem z domu host mama strasznie nas pospieszała (bo już byłyśmy spóźnione), strasznie mnie to zdenerwowało, miałam ochotę się popłakać i zostać w domu. Przy okazji złamałam Katji szminkę i zepsułam sobie makijaż. Host mama chciała zrobić nam zdjęcia, czułam się bardzo okropnie bo Katja wygladała ślicznie i ładnie wychodzi na zdjeciach, a ja
wychodzę na nich bardzo okropnie. Jestem typem osoby, który psuję ludziom dobrą zabawę, więc nie obyło się bez mojego narzekania. 



Po zmaganiach z moim okropnym humorem dotarłyśmy na miejsce. Bal odbywał się w mojej szkole, a konkretnie w południowej(?) kafeterii. Pierwszy raz w życiu widziałam to miejsce bez stolików i wyglądało ono dosyć dziwnie. Na wejściu trzeba było mieć ID (zgadnijcie kto nie miał swojego...., na szczęście mam znajomości), standardowo zrobili nam kontrolę i mogłyśmy wejść do środka. Przyszłyśmy jako jedne z pierwszych osób, więc przez pierwsze 2 godziny zbierali się ludzie. My w tym czasie siedzieliśmy na ławkach (tych samych na których czekam przed lekcjami) i rozmawiałyśmy sobie z Rosą, Jak już wiecie, Rosa i angielski to nie najlepsze połączenie, dlatego np. na informację o tym, że Katja jest z Ukrainy, Rosa się roześmiała. Podejrzewam, że nie ma pojęcia gdzie znajduję się ten kraj, a to już takie zabawne nie jest. W każdym razie po jakimś czasie poszłyśmy tańczyć. To było najbardziej niezręczne tańczenie w moim życiu, ale to tylko dlatego, że całe moje życie jest niezręczne. Po kilku chwilach Katję zaczął podrywać jakiś chłopiec, więc było jeszcze bardziej niezręcznie. Później gdy stałyśmy we trójkę z Katją, Rosą i mną, przyniósł wody. Brzmi miło ale kupił wodę tylko dla Rosy i Katji, więc poczułam się najgorzej na świecie. Oczywiście przesadzam, ale kiedy zdajecie sobie sprawę, że wśród znajomych jesteście tą brzydką dziewczyną i ktoś jeszcze dobitnie próbuję wam to pokazać, to nie jest miło. Pomijając fakt, że do końca balu miałam "humor na płakanie w łazience" to było całkiem spoko. Pod koniec poznałam jednego chłopca, który jak się okazało też jest weganem, ma urodziny dzień po mnie oraz ma dwójkę rodzeństwa (a w dodatku jest środkowym dzieckiem, tak jak ja). Wydaję mi się to bardzo śmieszne, jak przypadkowo można poznać osobę która jest (niedokładnym) odzwierciedleniem ciebie. 





Co mnie zdziwiło, to fakt, że bal zakończył się przed planowaną godziną zakończenia. Początkowo miał się on kończyć o 23, natomiast jakieś 10 minut przed wyznaczoną porą, zapalili światła i zaczęli wypraszać wszystkich z sali. Po balu odebrała nas moja host mama i wróciłyśmy do domu. Katja zostawała u mnie na sleepover, przed snem jadłyśmy pizzę i oglądałyśmy "The End Of The F*****g world* (nie żebym oglądała ten serial już 3 razy). Podsumowując, to był miło spędzony czas. Jestem trochę zawiedziona, bo nie było to coś czego oczekiwałam, ale jak zawsze było to doświadczenie.
Copyright © 2016 Houston, mamy problem , Blogger