07:34

Thanksgiving break

Thanksgiving break
Przerwa świąteczna trwała tydzień, ale wiem, że w innych szkołach nie była taka długa. Mnie to bardzo cieszyło ponieważ potrzebowałam odpoczynku od codziennego wstawania o 5.30. W sobotę nie robiłam niczego konkretnego, ponieważ Sara i Stel musiały dostarczyć tort weselny. W niedzielę mieliśmy pojechać na ViaColori Festival, na którym artyści w centrum miasta malują kredą na betonie. Bardzo chciałam to zobaczyć, głównie dlatego, że ludzie z mojej szkoły też tam malowali. Host mama powiedziała mi, że wyjedziemy około 12, więc wstałam rano i ogarnęłam moje życie by być gotowa na tą godzinę. Przyszłam do salonu i zobaczyłam, że Stel i Ayla śpią, a Carl ogląda jakiś azjatycki serial. Spytałam czy jedziemy, a on powiedział, że pada deszcz i nie możemy pojechać. Pominę fakt, że deszcz wtedy nie padał, a nawet jeśli to przecież nie po to zostały wynalezione parasolki. Bardzo mnie poirytowało ich niezorganizowanie, ponieważ zazwyczaj robimy wszystko to czego oni chcą, a to była jedna z niewielu rzeczy na której naprawdę mi zależało. Byłam zła więc poszłam spać i obudziła mnie Stel kilka godzin później mówiąc, że jedziemy na jedzenie. W samochodzie próbowali mi wmówić, że była to moja wina bo spałam i nie wiem co mam nawet napisać bo moja reakcja to "XD". Całkiem śmiesznie, ale przynajmniej jedzenie było dobre. + dodam, że na ten festiwal zaproszony był Travis Scott i ludzie z mojej szkoły go poznali. Także Travis Scott był w stanie pójść pomimo pogody, ale ja nie byłam :) W poniedziałek pojechałyśmy z Katją na zakupy świąteczne, które skończyły się tym, że kupiliśmy większość rzeczy dla siebie, a nie dla naszych host rodzin. Wydałam wtedy bardzo dużo pieniędzy, ale mam wrażenie, że odkąd tu przyjechałam moje pieniądze po prostu rozchodzą się na lewo i prawo i ciężko mi to kontrolować. W galerii spędziłyśmy jakieś 6 godzin. Wtorek chyba cały przespałam, środę prawie też, oprócz tego, że wieczorem pojechaliśmy do centrum na jedzenie, a następnie spędziliśmy noc w hotelu. Nie obyło się bez przygód ponieważ, po zakwaterowaniu, kiedy już kładłam się spać, zobaczyłam, że przed naszym hotelem stoi 5-6 wozów strażackich. Pokazałam to Stel i nikt nie wiedział co się dzieje. Carl zadzwonił do recepcji by zapytać co się stało, a tam powiedzieli mu, że na 2 pietrze ktoś poczuł dym. Szybko się ubrałam i zabrałam swoje rzeczy, a następnie udaliśmy się w poszukiwania wyjścia ewakuacyjnego. Windy nie działały, a znalezienie schodów pożarowych zajęło nam 20 minut. Okazało się, że w naszym hotelu (hotele były połączone), docierały tylko do 2 piętra, a my byliśmy na trzecim. Dlatego musieliśmy przejść przez 3 hotele by móc się ewakuować. Ewakuacja nie była ogłoszona, ale jednak woleliśmy czekać w lobby niż później ewakuować się w razie pożaru. Na rozwój sytuacji czekaliśmy do północy, na szczęście nie było pożaru i mogliśmy wrócić do pokoju. Krótka historia "o tym jak prawie spłonęłam w hotelu przed thanksgiving". 




W hotelu spaliśmy ze względu na odbywającą się następnego dnia paradę. Zaczynała się ok. 9 więc wygodniej było spać w centrum, niż wstawać rano i szukać parkingu. Rano było chłodno, ale w ciągu dnia pogoda była cudowna, aż ciężko było mi uwierzyć, że był to koniec listopada. Parada baaardzo
mi się podobała.






ludzie z NASA byli bardzo mili, dali mi naklejkę



spodziewałam się wszystkiego, ale nie mojego ulubionego dinozaura na paradzie


nie zabrakło też polskiego akcentu!!

Po paradzie poszliśmy po rzeczy do hotelu (przy okazji zahaczyliśmy o basen bo chciałam zobaczyć jak wygląda) i pojechaliśmy do domu Sary na śniadanie.

widok z mojego pokoju hotelowego

ładny basen

ładny widok z basenu

Razem z chłopakiem i współlokatorami usmażyli nam amerykańskie naleśniki, które były przepyszne. Przez cały dzień atmosfera była bardzo miła i rodzinna. Po powrocie do domu Stel zabrała się za przygotowania a ja z Carlem i Aylą pojechaliśmy do kina na "Ralph Breaks The Internet". Ayla cały film przespała (całą noc oglądała filmiki na YouTubie), ale mi on się bardzo podobał. Nie będę mieszać się w wychowanie Ayli bo to ich sprawa, ale moim zdaniem niekontrolowane używanie tabletu przez 8 letnie dziecko, nie jest najlepszym pomysłem. Później pomagałam host mamie w gotowaniu i sprzątaniu domu. Przygotowaliśmy ogroooomne ilości jedzenia. Nasze Thanksgiving nie było tradycyjne, ponieważ Sara na grupie dla weganów na Facebooku, ogłosiła, że jeśli ktoś nie ma planów na ten dzień, to może przyjść do nas i zjeść trochę pysznego (wegańskiego) jedzenia. Pojawiło się całkiem sporo osób i uważam, że była to świetna inicjatywa. Przed zjedzeniem każdy miał powiedzieć za co jest wdzięczny. Ja powiedziałam, że jestem wdzięczna za możliwość spędzenia mojego pierwszego Thanksgiving w ich gronie i prawię się przy tym popłakałam. Nie potrafiłam powiedzieć niczego więcej, ale jestem naprawdę wdzięczna za możliwość bycia w Stanach, naprawdę jest to najlepsza rzecz jaka kiedykolwiek mnie spotkała. Na naszym obiedzie nie było też tradycyjnego siedzenia przy stole, każdy siedział gdzie chciał i głównie rozmawialiśmy. Ten dzień wydawał się być bardzo długi (bo był), ale uważam, że był jednym z lepszych jakie tu przeżyłam.

W piątek głównie odpoczywaliśmy (oraz jedliśmy resztki z obiadu). W sobotę pojechaliśmy do Austin, na obiad do rodziny Carla. Amerykanie są bardzo otwarci i miło mnie przywitali. Głównie było to starsze towarzystwo, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. To Thanksgiving nie było wegańskie, ale przywieźliśmy trochę swojego jedzenia, więc było do przeżycia. Nie robiłam żadnych zdjęć, ale ten dom miał bardzo ładny ogród i ogólnie bardzo piękne miejsce do spędzenia soboty.
Około 17, z Sarą i jej chłopakiem pojechaliśmy do centrum by wypożyczyć elektryczne hulajnogi. Przejechaliśmy na nich 11 kilometrów i przez każdą sekundę jazdy miałam wrażenie, że zaraz umrę, albo przynajmniej złamię rękę. Te hulajnogi, jeżdżą bardzo szybko i nie w każdej części miasta są dobre chodniki. Ogólnie to było całkiem niesamowicie, zwłaszcza kiedy o zachodzie słońca widzieliśmy całą panoramę miasta. Przejechaliśmy przez całe centrum i szybko zorientowaliśmy się jak bardzo ludzie nienawidzą tych hulajnóg XD usłyszeliśmy kilka wyzwisk w naszą stronę, ale no cóż - życie. Dojechaliśmy do naszego punktu docelowego, czyli na wegańskie lody. Były to chyba najlepsze lody jakie w życiu jadłam i to miejsce było połączone z  tym super sklepem, o którym pisałam w innym poście z Austin. Kupiliśmy tam ornament świąteczny w kształcie ketchupu (długa historia).  Niedziela była ostatnim wolnym dniem przed pójściem do szkoły i w sumie nawet cieszyłam się na powrót bo tęskniłam za znajomymi.

instagram: donau_



07:16

Halloween i urodziny Katji

Halloween i urodziny Katji
Halloween było jednym z wydarzeń na które czekałam z niecierpliwością i co do którego miałam duże oczekiwania. W rzeczywistości trochę się zawiodłam, ale zaczynając od początku...
Myśląc o Halloween i o najgorszych możliwych scenariuszach niezręcznych sytuacji, możecie pomyśleć o sytuacji w której jesteście jedyną przebraną osobą na imprezie. Tak właśnie czułam się przychodząc do szkoły w moim przebraniu. Wszyscy zapewniali mnie, że połowa szkoły będzie przebrana, bo wszyscy celebrują to święto i dlatego też powinnam założyć mój kostium eleven. Po wejściu do budynku szybko zorientowałam się, że tak nie jest. Nie wiem dlaczego, ale byłam jedną z trzech przebranych osób (patrząc na ilość osób w mojej szkole to tak jakbym była jedyną) i przez cały dzień czułam się bardzo głupio. Może 3 osoby rozpoznały za co jestem przebrana, reszta z nich dzieliła się na osoby myślące, że jestem przebrana za lalkę, albo, że są to moje normalne ubrania. Poza trzema przebranymi uczniami, swoje kostiumy założyły też nauczycielki od plastyki. Bardzo kocham moich nauczycieli i fakt, że moja pani od malowania przebrała się za jednorożca, a pani od rysowania za syrenę.

od lewej: nauczycielka od malowania, rysowania i fotografii

Halloween wypadało w środę, a dodatkowo cały dzień padało, dlatego też nie mieliśmy zbyt wielu możliwości. W mojej szkole odbywała się noc filmowa, która nie za bardzo mnie interesowała, dlatego wybrałam pójście na trick or treating. Zaprosiłam Katję i Abelardo do pójścia ze mną, oraz moją host mamą i Aylą. Katja przyszła trochę wcześniej, ale wciąż musieliśmy czekać na Abelardo. Ayla przychodziła do mojego pokoju co 3 minuty mówiąc, że musimy już wyjeżdżać (w ogóle nie przejmując się tym, że czekamy na naszego przyjaciela i nie możemy tak po prostu go wystawić). Ogólnie ten dzień był bardzo niezorganizowany i jak zwykle całą winę zwalono na mnie. Abelardo w końcu przyjechał i mogliśmy pojechać na inne osiedle. Wybraliśmy osiedlę Katji, ponieważ założyłyśmy, że bogaci ludzie rozdają najlepsze słodycze. Na początku stel woziła nas od domu do domu, co dla mnie było bardzo szokujące. Odkąd tu przyjechałam, wiedziałam, że amerykanie z zasady nie chodzą, ale nie miałam pojęcia do jakiego stopnia to dochodzi. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie mogliśmy przejść 50 metrów tylko wszędzie jeździliśmy samochodem. Wydaję mi się, że właśnie spacerowanie od domu do domu po ulicach jest najlepszą częścią zabawy. Bardzo mnie to zirytowało (mnie wszystko irytuję, więc to nic nowego) i mam wrażenie, że od tamtego czasu tylko psułam ludziom zabawę. Większość ludzi dawała cukierki tylko Ayli, bo jest to zabawa głównie dla dzieci. Ludzie byli bardzo mili i widać było, że włożyli dużo serca w dekorowanie domów.


jakiś pan nie miał słodyczy, więc dał Abelardo miskę i dwie brokatowe dynie


nasze słodycze, które zniknęły po dwóch dniach


Urodziny Katji 
11 listopada Katja obchodziła swoje 16 urodziny. Sprawy organizacyjne były bardzo skomplikowane, ponieważ planowałyśmy zrobić nocowanie oraz małe przyjęcie urodzinowe. Dzień wcześniej obie byłyśmy na Renesans Festival, który odbywał się 2 godziny drogi od Houston i z którego ja wracałam dopiero w niedziele rano. Host rodzina Katji trochę nie bardzo przejmowała się tym co ona chce robić w ten dzień i to oni zadecydowali o naszych planach. Mieliśmy spotkać się w domu Katji, ale wyszło tak, że jej host rodzina zabrała ją do galerii. Bardzo skomplikowało to sprawy, ponieważ razem z Abelardo mieliśmy zrobić jej niespodziankę. Abelardo kupił balony, a ja prezent i ostatecznie musieliśmy jechać na drugi koniec miasta by się z nią spotkać. W galerii zobaczyliśmy jak wchodzą do Cheesecake Factory, więc po odczekaniu chwili też tam weszliśmy. Nie dało się nas nie zauważyć i  na nasz widok Katja bardzo się ucieszyła. W restauracji była już host rodzina Katji oraz Gwenda z Niemiec, która poprzedniej nocy nocowała w jej domu. Gwenda poszła do domu po 10 minutach, nie wiem do końca czemu, ale no cóż. Na stolik czekaliśmy chwile, ponieważ ta restauracja jest bardzo obleganym miejscem. 
od lewej: Gwenda, Katja, Abelardo i ja 


Katja otworzyła prezenty, ode mnie dostała paletkę do makijażu z Anastasii oraz butelkę na wodę (to nasz inside joke, ponieważ swoją zgubiła kilka tygodni wcześniej). Wydawało mi się, że głównym zamysłem pójścia do tej restauracji było zjedzenie sernika, ale okazało się, że przed pójściem tam Katja była w innej restauracji na śniadaniu. Ogólnie to nikt nie był głodny (oprócz host taty Katji bo on zawsze jest głodny), więc zamówiliśmy tylko milkshake'i i jeden kawałek sernika. Host tata Katji zamówił zupę oraz sałatkę po czym zaczął kłócić się z jego żoną o to, że nie zamawiał zupy. Była to bardzo dziwna sytuacja i nadal nie wiem co o tym myśleć XD W większości restauracji śpiewają solenizantom "happy birthday" na urodziny, czasem tez można dostać darmowe jedzenie. W tej restauracji też tak było i żeby było śmieszniej jakieś 6 osób na sali miało urodziny, więc co chwile słychać było śpiewających pracowników. Posiedzieliśmy tam chwile i w planach mieliśmy pójście na łyżwy, ale, że Katja miała spódniczkę, a na lodowisku jest bardzo zimno, to poszliśmy do kina. Poszliśmy na nowego Grincha, cała sala kinowa była pełna, więc musieliśmy usiąść na samym dole przy ekranach, nie było najgorzej ponieważ w tym kinie były fotele na których możecie sie położyć. Po filmie oglądaliśmy sukienki na prom (Katja ma obsesje na punkcie tego balu) i Host Mama Katji odwiozła nas do domów. 


instagram: donau_

17:18

Homecoming vol.2 + Q&A(?)

Homecoming vol.2 + Q&A(?)
Przepraszam za ten jakże opóźniony post, od teraz postaram się pisać częściej (wiem, że mówię to już 3 raz). Swoją drogą w najbliższym czasie chciałabym zrobić jakiś update, także gdyby ktokolwiek miał jakiekolwiek pytania odnośnie wymiany, mojej organizacji albo tego który smak oreo lubię najbardziej, to proszę o zadanie ich w komentarzu. Wiem, że proces aplikowania i rozwiązywania problemów logicznych związanych ze szkołą jest skomplikowany, dlatego też służę pomocą. 

(26-27/10)
Jeden z plusów przyjaźnienia się z exchange studentem chodzącym do innej szkoły jest fakt, że mogę świętować te same rzecz dwa razy. Tak też było z Homecoming w szkole Katji. Oczywiście nie mogłam uczestniczyć w tygodniu poprzedzającym bal, ale w piątek miałam okazje pójść z nią na mecz footballu. Już po wejściu na stadion, zauważyć można było jak bardzo inni uczniowie chodzą do jej szkoły. W zależności od miejsca położenia szkoły, podatki płacone na tą placówkę są mniejsze lub większe. W bogatszych okolicach, płaci się więcej, dlatego też szkoły są ładniejsze. Tak też jest w przypadku jej szkoły, ludzie wyglądają na bogatszych i sam budynek wygląda lepiej. Na mecz pojechaliśmy z jej host rodziną, ale siedzieliśmy w oddzielnych miejscach. Miałam wrażenie, że więcej osób jest zaangażowanych w grę i duch szkoły był bardziej odczuwalny. Jak zwykle nie wiedzieliśmy co się dzieję i kto wygrywa, ale i tak dobrze się bawiłyśmy. W przerwie odbyło się wybieranie króla i królowej balu, królem został znajomy Katji, także całkiem miło. W jej szkole każdy rocznik miał jedną parę wygrywająca, jedyne co ich różniło to nazwy - juniors mieli swojego księcia i księżniczkę itd. 




w sobotę odbywał się bal, czyli najważniejsza część tygodnia. Po doświadczeniach z mojego balu, razem z Katją postanowiłyśmy nie popełniać tego samego błędu i spotkać się wcześniej, tak by mieć mnóstwo czasu na przygotowania. Ja i planowanie nie idzie razem w parze, dlatego też chociaż spotkałyśmy się o ustalonej godzinie, ledwo co się wyrobiliśmy. Po przyjściu do jej domu obejrzałyśmy jeden odcinek Chilling Adventures of Sabrina (co patrząc z perspektywy czasu było błędem), a następnie zabrałyśmy się za robienie makijażu. Po około 10 minutach do pokoju przyszła Martha (host mama Katji) i spytała, czy nie chciałybyśmy pojechać z nią do Starbucks'a. Nie zważając na tylko jedną pomalowana brew Katji oraz moje bycie w piżamie, udaliśmy się z nią do targetu (błąd nr. 2). Homecoming odbywało się tuż przed Halloween, z tego też powodu Starbucks miał swoją specjalną ofertę na to święto.  Było to Witch's Brew które było obrzydliwe, ale warte spróbowania. W targecie spędziliśmy o wiele więcej czasu niż powinniśmy i do domu dotarłyśmy dopiero ok. 16.

Witch's Brew
Bal zaczynał się o godzinie 20, ale dom mieliśmy opuścić już o 18 by pojechać na zdjęcia oraz na obiad. 2 godziny na przygotowania to nie za wiele, dlatego mój makijaż wyglądał jak żart (robienie kresek po raz pierwszy w życiu na pięć minut przed wyjściem, nie było mądre). Tak bardzo się tym nie przejmowałam, ponieważ nie była to impreza w mojej szkole. Gdy wyszliśmy z domu była piękna "golden hour", więc teoretycznie nasze zdjęcia powinny wyjść równie pięknie. Niestety tylko teoretycznie, ponieważ nasze zdjęcia zrobiliśmy w cieniu na jakimś okropnym moście w parku i są jeszcze gorsze niż zdjęcia z mojego balu. Nie chciałam narzekać i psuć innym zabawy, więc już jakoś przeżyłam ten niefortunny dobór lokacji. 

XD

Następnie pojechaliśmy do restauracji, w której zjedliśmy obiad, a po tym udałyśmy się do szkoły. Na wejściu sprawdzali naszą tożsamość, dlatego też musiałam mieć swoje ID. Szkoła Katji jest naprawdę prześliczna, sala była pięknie przyozdobiona oraz muzyka była o wiele bardziej "taneczna". Początek imprezy bardzo mi się podobał, ale poźniej zaczęło robić się dosyć dziwnie. Co jakiś czas zapalali światła i gasili je po 10 minutach (tańczenie przy zapalonych światłach jest niezręczne), a muzyka z czasem zmieniła się na tę mniej taneczną. To homecoming o wiele bardziej przypominało amerykańskie filmy, było darmowe jedzenie oraz poncz. Picie ponczu podobało mi się najbardziej, bo wydaję mi się, że nie ma nic lepszego niż picie ponczu na amerykańskim balu. Bal kończył się o 23.30,  a my wyszłyśmy 30 minut przed jego zakończeniem. 
Po przyjściu do domu byłyśmy okropnie zmęczone i zasnęłyśmy po 5 minutach.

instagram: donau_ (tu możecie oglądać rzeczy bez miesięcznego opóźnienia)


08:27

Polski Festiwal, Wycieczka & Halloween Party

Polski Festiwal, Wycieczka & Halloween Party
W weekend (11-12/10) odbywał się Polski Festiwal w Houston. Już wcześniej planowaliśmy na niego pójść, a ostatecznie zdecydowaliśmy się na przyjazd w niedzielę. Na miejscu okazało się, że Ayla zapomniała wziąć z domu butów (i to nie pierwszy raz, tylko trzeci), więc razem z Carlem musieli pójść do sklepu i kupić nowe. Razem ze Stel, weszłyśmy na teren festiwalu i po 3 sekundach zatrzymał nas pewien mężczyzna. Przywitał się (po polsku) i zapytał czy chodzę tu do kościoła, zaproponował też, że może po mnie przyjeżdżać i zabierać mnie do kościoła w każdą niedziele. Wydaje mi się, że ta konwersacja wiele mówi o mentalności w Polsce. Każdy zgodziłby się, aby randomowy stary Janusz zabierał go co niedziele do kościoła XD Po tej fantastycznej konwersacji poszliśmy zjeść pierogi, nie były wegańskie ale smakowały jak te w Polsce. Na festiwalu spotkałam się z Katją i jej host rodzicami (+Gustavo). Nic ciekawego się nie działo, ale przynajmniej spędziliśmy miło czas i zrobiliśmy ładne zdjęcia. Byłam zawiedziona, bo nie porozmawiałam z nikim po polsku, więcej niż przez 3 sekundy. Po festiwalu pojechaliśmy zjeść lunch, a następnie do muzeum. Było to prywatne muzeum, w którym nie można robić żadnych zdjęć. Wystawy bardzo mi się podobały i żałuje, że nie mogę pokazać Wam jak ładnie tam było. Tego dnia było okropnie gorąco (34*), a dla porównania następnego dnia było już tylko 12 stopni. Stel chciała iść na spacer i pierwszy raz od mojego przyjazdu otworzyli w domu okna. Wydaję mi się to okropnie dziwne, bo ja zamarzałam i z zimna nie mogłam ruszać palcami (w domu nie ma ogrzewania, więc też odczuwało się 12 stopni). Nawet w Polsce było cieplej niż w Houston. Temperatura ta utrzymywała się przez cały tydzień, wszyscy (oprócz mnie) byli bardzo zadowoleni z tego powodu. 

Katja i ja

W środę pojechałam na moją pierwszą wycieczkę szkolną. Przed wycieczką dostaliśmy kartki, które musiały zostać podpisane przez naszego każdego nauczyciela. Nauczyciel może nie wyrazić zgody na wasz wyjazd, jeśli oceny nie są wystarczająco dobre, albo robicie coś ważnego tego dnia w klasie. U mnie nie było takiej sytuacji, więc nauczyciele bez problemu podpisali mi zgodę. 
Tego dnia do szkoły przyszłam o 6.40, ale dopiero o 7.10 zaczęli zbierać się ludzie. Wycieczka organizowana przez moją nauczycielkę od plastyki i spowodowana była dwoma nadchodzącymi konkursami. Nauczycielka chciała byśmy mieli okazje zrobić zdjęcia zwierząt (temat konkursu to rodeo, sami musimy wykonać zdjęcia referencyjne na których podstawie zrobimy rysunek). Była to moja pierwsza podróż żółtym szkolnym autobusem i nie wspominam jej najlepiej. Może po prostu moje nogi są za długie, ale naprawdę niewygodnie się w nim siedzi. Kolana wbijają się w fotel przed wami i ogólnie niemiło. Cieszę się miałam okazje to przeżyć, ale chyba nie mogłabym nim jeździć codziennie do i ze szkoły. Na początku pojechaliśmy na farmę, należąca do naszego szkolnego dystryktu. Nie miałam pojęcia o jej istnieniu, ale mają tam słodkie kozy i owce.

miła owca
Na miejscu mieliśmy 45 minut, a następnie jechaliśmy do zoo. Zoo bardzo mi się podobało, jest bardzo ładnym miejscem do spacerowania. Zwierzęta mają bardzo zadbane wybiegi i widać, że pracownicy o nie dbają. Nie jestem fanką zoo, bo zazwyczaj można zobaczyć, że zwierzęta nie są szczęśliwe w tym miejscu. 


To zoo prowadzi wiele akcji ratujących zwierzęta, więc to doceniam. Po 2 godzinach pojechaliśmy do pizzerii, w której nic nie zjadłam (ciężkie prawie wegańskie życie). Poznałam tam dwie dziewczyny z którymi w sumie nie utrzymuje kontaktu, ale witamy się na korytarzu. Do szkoły dotarliśmy równo o 14.35, czyli o porze w której dzwoni dzwonek kończący lekcje. Zaskoczyło mnie to, jak zaplanowana była każda minuta wycieczki, musieliśmy dotrzeć do szkoły, tak by wszyscy zdążyli na swoje autobusy do domu. 

W piątek rano odbyło się kolejne pep rally. Kilka tygodni wcześniej moja host mama kupiła mi bluzę z logiem i w kolorach szkoły (czarny i złoty), więc bardzo się cieszyłam, że mogę ją w końcu założyć. Po przyjściu na salę gimnastyczną okazało się, że kolorem przewodnim tego pep rally był różowy :) 

W sobotę brałam udział w moim pierwszym wolontariacie. Zorganizowany był przy współpracy z klubem plastycznym, dlatego było na nim dużo osób z mojej szkoły. Tematem przewodnim było Halloween, odbywało się to w bardzo pięknym parku. Miejsce to podzielili na 11 stacji, tak by utworzyć "Trick or Treating Trial". Ja znajdowałam się na stacji trzeciej, na której dzieci musiały wysysać krew (wodę) ze zwierząt (z dzbanka z wodą z naklejką zwierzęcia xd) używając takich małych pompek. Moim zadaniem było rozdawanie cukierków za dobrze wykonane zadanie, był to dzień w którym wypowiedziałam słowa "You are welcome" najwięcej razy w całym życiu. Ogólnie bardzo mi się podobało, dostaliśmy darmowe jedzenie i mogłam popatrzeć na dzieci przebrane w szalone kostiumy (mój faworyt to dziewczynka przebrana za lodówkę).


W niedzielę odbywała się impreza Halloween'owa w domu mojej koordynatorki. Nie przyszło tak dużo osób jak myślałam, że przyjdzie i ogólnie było 2/10. Moja koordynatorka wydaję się być bardzo niemiła i popsuła mi humor, ale no cóż życie. Najlepszą częścią imprezy było chodzenie po domach tak zwane "Scavenger Hunt". Jest to zabawa polegająca na zbieraniu rzeczy z wcześniej utworzonej listy. Możecie poprosić ludzi o maksymalnie 3 rzeczy np. jabłko, spinacz do papieru, gazeta, grę wygrywa drużyna, która zbierze najwięcej rzeczy. Większość ludzi było bardzo miłych, ale zdarzali się też tacy, którzy mówili, że nie mają niczego w domu i zamykali nam drzwi przed nosem. Standardowo moja drużyna przegrała. 


Odbywał się również konkurs na najlepszy kostium, ja wygrałam w kategorii najbardziej oryginalny. Nie powiedziałabym, że przebranie się za "eleven" ze Stranger Things jest oryginalne, ale przejdzie.


Od lewej: Dasha, Gwenda, Ja i Katja
wykrawaliśmy(?) też dynie
W (kolejną) środę pisaliśmy preSAT, są to (próbne) testy, które wymagane są do dostania się do Collage'u. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji z mojej strony. Testy te pisałam w budynku mojej szkoły o którego istnieniu nie miałam pojęcia, prosiłam wszystkich moich znajomych o pokazanie mi drogi jak tam dojść. Abelardo narysował mi nawet mapę, a ostatecznie po prostu mnie tam zaprowadził. Po przyjściu do sali okazało się, że nie ma mnie na listach (po czym magicznie się na nich pojawiłam). Pani w mojej sali nie była za bardzo poradna i bardzo mnie irytowała. Po dostaniu akrusza z zadaniami, zobaczyłam, że nadal jestem uważana za 9 klasę. Dobrze, że ktokolwiek z mojej szkoły mnie o tym poinformował i dobrze, że moja organizacja nadal tego nie załatwiła XD Teraz się śmieję, ale nie przyjmą mnie do polskiego liceum, jeśli zobaczą, że przez ten rok powtarzałam 9 klasę (ukończyłam ją rok temu w Polsce). Lunch spędziłam w tym samym budynku, jak się później okazało, w budynku w którym lekcje mają wszystkie osoby, które mówią po hiszpańsku, ale nie mówią po angielsku. Także jak się pewnie domyślacie, było to idealne miejsce dla mnie, ponieważ mój hiszpański jest doskonały. Było to najbardziej niezręczne 45 minut w tym tygodniu, ponieważ nie mogliśmy mieć przy sobie telefonów. Na szczęście siedzenie w ciszy, wśród 400 osób mówiących tylko po hiszpańsku to moje ulubione zajęcie, więc nie było tak źle.

Instagram: donau_

13:40

Strzelanina & Kino

Strzelanina & Kino
W poniedziałek (1 października) w mojej szkole rozeszła się plotka, o szkolnej strzelaninie. Dzień wcześniej pewien chłopak wstawił na instagram zdjęcie w którym prosił swoich znajomych o nie przychodzenie następnego dnia do szkoły, ponieważ planuje zrobić strzelaninę. W poniedziałek został on aresztowany od razu po przyjściu do szkoły. Było to dosyć przerażające, bo uświadomiłam sobie, że to naprawdę mogło się wydarzyć. Wszyscy słyszą o szkolnych strzelaninach, ale nikt w szkole nie przypuszcza, że kiedyś dotknie to ich szkoły. Osobiście nie znałam tego chłopaka, ale wiem, że moi znajomi mieli z nim lekcje. Sprawa była na tyle poważna, że nasza szkoła była nawet w lokalnych wiadomościach. Następnego dnia z tego powodu na 2 lekcji zrobili nam "lock down". Jest to procedura którą powinniśmy znać w razie prawdziwej strzelaniny. Nauczyciele powinni zamknąć klasy, zasłonić "okienko" w drzwiach oraz zgasić światła. Ten lock down był planowany, dlatego nie musieliśmy się nigdzie chować, większość osób po prostu spała, bo co innego można robić w ciemnościach. Skutkiem tego było także dzisiejsze (10/10) przeszukiwanie plecaków. Kiedy przyszłam do szkoły, nauczyciel przy drzwiach skierował mnie do innego wejścia. Tam zobaczyłam długą kolejkę ludzi, która oczekiwała na wejście do budynku. Okazało się, że wejście to prowadziło do jednej z sal gimnastycznych (nawet nie wiedziałam, że mamy więcej niż jedną), tam sprawdzali plecaki oraz skanowali nas wykrywaczami metalu. Stamtąd udaliśmy się do kafeterii w której kazali nam zająć miejsca przy stołach, by następnie znowu udać się do sali gimnastycznej. Tam czekaliśmy około 20 minut, a później ogłosili, że szkoła jest "czysta" i możemy pójść do swoich klas. 

Kilka tygodni temu na historii USA odbyła się "bójka". Tego dnia nie było naszej nauczycielki, więc mieliśmy zastępstwo z inną osobą. Po kilku minutach od wejścia do klasy i zajęciu swojego miejsca, dwóch chłopców zaczęło się bić. Wyglądało to tak jakby mieli się zaraz zabić, a po wszystkim okazało się, że powodem było to, że jeden chłopak zajął miejsce drugiemu. Na tej lekcji nasze miejsca są przypisane do nazwisk, wiec teoretycznie każdy wie gdzie siedzi. Brian (mój ziomek) powstrzymał bójkę i w ramach nagrody na następnym teście dostał extra credit oraz torbę słodyczy od nauczycielki. Jak możecie zobaczyć moja szkoła jest szalona, ale przynajmniej nie jest tak nudno XD 


  na tym nagraniu możecie zobaczyć mnie po lewej stronie, wiem, że moja reakcja jest bardzo adekwatna do sytuacji


Kino 
W poniedziałek (10/8) nie mieliśmy lekcji, ponieważ był Columbus Day. Nie uważam, tego święta jako czegoś co powinniśmy świętować, ale przynajmniej nie było szkoły. Abelardo chciał iść do kina i pierwotnie mieliśmy iść tam większą grupa. Finalnie przyszło tylko 6 osób - Ja, Brian, Abelardo, Katja, Josue i Estuardo. Z Katją przyszłyśmy jako pierwsze, później dołączył do nas Abelardo. Kupiliśmy bilety oraz popcorn (abelardo przy okazji zdążył poderwać pracownika kina) i czekaliśmy na resztę osób. Kiedy zobaczyliśmy, że film (teoretycznie) się już zaczął, a ich nadal nie ma, stwierdziliśmy, że to olewamy i idziemy do sali. Okazało się to być dobrą decyzją, ponieważ chłopcy przyszli godzinę później. W kinie byliśmy na filmie "Venom", bardzo śmieszny film, więc polecam serdecznie. Po filmie nie bardzo wiedzieliśmy co robić, więc chwile posiedzieliśmy przed kinem, a następnie poszliśmy na karuzele. Była to naprawdę szalona sytuacja, ponieważ zagadaliśmy do dziewczyny która ją obsługiwała, a ona pozwoliła nam wejść za darmo. Szczerze mówiąc czułam się jak w filmie, bo jeżdżenie za darmo na karuzeli o 22 z przyjaciółmi brzmi jak mój American Dream. Może koloryzuje, ale był to pierwszy raz od długiego czasu kiedy czułam się naprawdę szczęśliwa. Później dziewczyna od karuzeli, opowiadała nam o tym jak kiedyś jeździła na łyżwach i ktoś za nią się przewrócił, a następna osoba przecięła mu ramie, także całkiem miło. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się też, że była kiedyś w Polsce i bardzo smakowało jej polskie jedzenie. Potrafiła mówić po hiszpańsku, więc wszyscy oprócz mnie i Katji się z nią dogadywali XD później chodziliśmy jeszcze trochę po galerii i  Katja oglądała bardzo drogie sukienki na prom. To był najmilszy poniedziałek w moim życiu i ciesze się, że nie umarłam w strzelaninie. 



od lewej: ja, Katja, Abelardo


instagram: donau_

15:16

Homecoming week

Homecoming week
Wiem, że znowu (bardzo) długo nie pisałam, ale przez kilka ostatnich tygodni nie miałam wolnego czasu. 

Przed wymianą nie za bardzo wiedziałam, czym tak naprawdę jest Homecoming, wiedziałam, że w tym czasie odbywa się bal i mecz footballu. Homecoming to coroczna tradycja w której (teoretycznie) byli uczniowie szkoły spotykają się w szkole/mieście, by celebrować(?) bycie absolwentami. Homecoming zazwyczaj zorganizowane jest wokół jakiegoś wydarzenia, w przypadku większości szkol meczu amerykańskiego footballu i balu. W szkołach odbywa się tzn. "spirit week", w którym jest 5 tematycznych dni. W mojej szkole było to: 
  1. Poniedziałek- Twin Day 
  2. Wtorek- Celebrity
  3. Środa- Meme Day 
  4. Czwartek- Back to 90s
  5. Piątek- Blackout Day


W piątek wieczorem odbywała się gra, a w sobotę Homecoming Dance. 

Co się działo: 
W poniedziałek, mało kto się przebrał. Ja nie znalazłam nikogo kto zechciałby być moim bliźniakiem, więc do szkoły przyszłam w normalnych ubraniach. O ile ludzie nie mieli ze sobą lekcji, albo nie siedzieli razem na lunchu, to ciężko było stwierdzić czy ktoś ma swojego "bliźniaka". W poniedziałek miałam zadane mnóstwo pracy domowej z plastyki, dlatego rysowałam do pierwszej w nocy, a i tak nie skończyłam wszystkiego. Jest to główny powód dlaczego nie piszę tu tak często jakbym chciała. Prace domowe nie są trudne, ale są bardzo czasochłonne.
We wtorek, nie miałam pomysłu za kogo mogłabym się przebrać. Jeszcze mniej osób w poniedziałek wzięło udział w tym dniu, widziałam jedynie kogoś przebranego za Ariane Grande i Kurta Cobaina, więc jak możecie zobaczyć, szampańska zabawa. 
Środa była chyba najśmieszniejszym dniem, gdy usłyszałam o tym, że temat dnia to memy, bardzo nie spodobał mi się ten pomysł. Jestem ultra nie kreatywna i nie miałam pojęcia jak mogę przebrać się za mem. Po przyjściu do szkoły okazało się, że ludzie wpadli na tyle świetnych pomysłów, że przez cały dzień chodząc po szkole śmiałam się z ich przebrań. Ludzie przebierali się za przeróżne rzeczy zaczynając od jodłującego chłopca z walmartu, po te tańczące manekiny i "is this a pigeon?". Żałuję, że nie wymyśliłam żadnego przebrania w tamtym dniu, ale już nic z tym nie zrobię. W środę po szkole wyruszyliśmy w poszukiwaniu butów na Homecoming (sukienkę kupiłam wcześniej). Ostatecznie znaleźliśmy brzydkie buty za 30 dolarów. Szukaliśmy też miejsca w którym mogłabym wywołać moją kliszę z aparatu analogowego i okazało się, że w czwartym największym mieście w Stanach Zjednoczonych nie ma miejsca w którym mogłabym to zrobić. Ironia losu, że w moim mieście w Polsce w którym mieszka 20 tysięcy osób, jest takie miejsce, a tu nie. 
W czwartek był powrót do lat 90 i szczerze mówiąc nie musiałam się za bardzo starać, bo mój styl ubierania opiera się na latach 80 i 90. W ten dzień przebrało się prawie najwięcej osób. 
W piątek odbył się blackout day, kolory naszej szkoły szkoły to czarny i złoty. Większość osób założyło po prostu czarne ubrania lub szkolne koszulki. Tego dnia wieczorem odbywała się gra footballu, a zawsze przed takim wydarzeniem rano jest pep rally. Nigdy wcześniej o tym nie słyszałam i było to najbardziej amerykańska rzecz jaką w życiu doświadczyłam. Pep rally ma na celu dodania ducha szkole, zaczyna się ono o 6.50 i trwa do pierwszego dzwonka na lekcję. Motyw tego pep rally to "glow in the dark", dzień wcześniej w kafeterii można było kupić glowsticki i świecące w ciemności farby. Na to wydarzenie miałam iść z Siną, ale on mnie wystawił, więc wyszło tak, że poszłam sama. Usiadłam na pierwszych trybunach i czekałam na rozpoczęcie. Wokoł mnie było mnóstwo ludzi których nigdy wcześniej nie widziałam i niestety nie siedziałam z żadnymi znajomymi. Gdy wszystko się rozpoczęło, jakiś pan na środku sali zaczął mówić np. "juniors are you excited?" i wtedy wszyscy z tego rocznika zaczynali krzyczeć. Wtedy właśnie zorientowałam się, że coś jest nie tak, bo osoby wokół mnie krzyczeć zaczęły po usłyszeniu "freshman". Nie wiem czy ja jestem głupia czy głupia, ale tak; usiadłam ze złym rocznikiem. Najlepiej bawili się seniors, bo wiadomo to ich ostatni rok w szkole. Cale wydarzenie trwało około 30 minut i można było się wtedy spóźnić na pierwsza lekcje. Ja średnio chciałam się spóźnić ponieważ na pierwszej lekcji miałam sprawdzian z biologii. Z sali gimnastycznej wyszłam trochę wcześniej, żeby uniknąć największego tłumu. Na lekcje oczywiście się spóźniłam, ale to bez różnicy bo i tak nie zdałam tego testu. 
Na lunchu kupowałam bilety na homecoming (10$) i na wieczorną grę footballu (3$). W tle leciała muzyka i ludzie zrobili sobie bitwę taneczna na stołówce. Ogólnie atmosfera tego dnia była milutka i czuło się ducha szkoły. 

pep rally
pep rally vol.2

pep rally vol.3

O 19 zaczynała się gra footballu, a z domu wyjechaliśmy po 18, ponieważ po drodze zabieraliśmy Katje. Na miejscu byliśmy 10 minut przed rozpoczęciem meczu + okazało się też, że podjechaliśmy od złej strony stadionu. Wyrobiliśmy się na styk, przy wejściu przeszukiwali nam torby i skanowali nas wykrywaczem metalu. Umówione byłyśmy z osobami z którymi siedzę na lunchu i to z nimi spędziliśmy czas. Gra była dosyć nudna, ponieważ nasza drużyna cały czas wygrywała, za to atrakcji dodawał nam Abelardo. Katja nauczyła go przeklinać po polsku i po ukraińsku, rozmawialiśmy w 3 rożnych językach i  było całkiem zabawnie. W przerwie meczu odbył się krótki występ przeciwnej szkoły, oraz wybór króla i królowej homecoming. Nasza szkoła nie występowała, nie wiem dlaczego, ale było to bardzo podejrzane. Druga połowa meczu była jeszcze nudniejsza, a w dodatku zaczął padać deszcz. Większość osób wyszło wcześniej, Katja, Abelardo i ja zostaliśmy do końca. Ostateczny wynik meczu to 53:13, także nieźle nam poszło. 




Homecoming Dance 
Taniec odbywał się w sobotę, tego dnia wstałam bardzo wcześnie, ponieważ o 15 przychodziła do mnie Katja. Musiałam posprzątać pokój, łazienkę i zrobić pranie (brzmi jak Kopciuszek, najpierw sprzątanie, później bal). Katja tego dnia była na wolontariacie w Ukraińskim kościele i okazało się, że nie wyrobi się z przyjściem na czas. Przyszła godzinę później i szczerze mówiąc ledwo zdążyłyśmy się przyszykować. Zjadłyśmy wegańską pizzę (nasze fit wegańskie życie przed balem) i zaczęłyśmy robić makijaż. Szczerze mówiąc to był pierwszy raz w życiu kiedy malowałam całą twarz i prawdopodobnie wyglądałam jak clown. Zajęło nam to godzinę, więc na zrobienie włosów zostało już niewiele czasu. Tu wilgoć w powietrzu jest tak duża, ze po 5 minutach na dworze, nasze włosy i tak były proste. Przed wyjściem z domu host mama strasznie nas pospieszała (bo już byłyśmy spóźnione), strasznie mnie to zdenerwowało, miałam ochotę się popłakać i zostać w domu. Przy okazji złamałam Katji szminkę i zepsułam sobie makijaż. Host mama chciała zrobić nam zdjęcia, czułam się bardzo okropnie bo Katja wygladała ślicznie i ładnie wychodzi na zdjeciach, a ja
wychodzę na nich bardzo okropnie. Jestem typem osoby, który psuję ludziom dobrą zabawę, więc nie obyło się bez mojego narzekania. 



Po zmaganiach z moim okropnym humorem dotarłyśmy na miejsce. Bal odbywał się w mojej szkole, a konkretnie w południowej(?) kafeterii. Pierwszy raz w życiu widziałam to miejsce bez stolików i wyglądało ono dosyć dziwnie. Na wejściu trzeba było mieć ID (zgadnijcie kto nie miał swojego...., na szczęście mam znajomości), standardowo zrobili nam kontrolę i mogłyśmy wejść do środka. Przyszłyśmy jako jedne z pierwszych osób, więc przez pierwsze 2 godziny zbierali się ludzie. My w tym czasie siedzieliśmy na ławkach (tych samych na których czekam przed lekcjami) i rozmawiałyśmy sobie z Rosą, Jak już wiecie, Rosa i angielski to nie najlepsze połączenie, dlatego np. na informację o tym, że Katja jest z Ukrainy, Rosa się roześmiała. Podejrzewam, że nie ma pojęcia gdzie znajduję się ten kraj, a to już takie zabawne nie jest. W każdym razie po jakimś czasie poszłyśmy tańczyć. To było najbardziej niezręczne tańczenie w moim życiu, ale to tylko dlatego, że całe moje życie jest niezręczne. Po kilku chwilach Katję zaczął podrywać jakiś chłopiec, więc było jeszcze bardziej niezręcznie. Później gdy stałyśmy we trójkę z Katją, Rosą i mną, przyniósł wody. Brzmi miło ale kupił wodę tylko dla Rosy i Katji, więc poczułam się najgorzej na świecie. Oczywiście przesadzam, ale kiedy zdajecie sobie sprawę, że wśród znajomych jesteście tą brzydką dziewczyną i ktoś jeszcze dobitnie próbuję wam to pokazać, to nie jest miło. Pomijając fakt, że do końca balu miałam "humor na płakanie w łazience" to było całkiem spoko. Pod koniec poznałam jednego chłopca, który jak się okazało też jest weganem, ma urodziny dzień po mnie oraz ma dwójkę rodzeństwa (a w dodatku jest środkowym dzieckiem, tak jak ja). Wydaję mi się to bardzo śmieszne, jak przypadkowo można poznać osobę która jest (niedokładnym) odzwierciedleniem ciebie. 





Co mnie zdziwiło, to fakt, że bal zakończył się przed planowaną godziną zakończenia. Początkowo miał się on kończyć o 23, natomiast jakieś 10 minut przed wyznaczoną porą, zapalili światła i zaczęli wypraszać wszystkich z sali. Po balu odebrała nas moja host mama i wróciłyśmy do domu. Katja zostawała u mnie na sleepover, przed snem jadłyśmy pizzę i oglądałyśmy "The End Of The F*****g world* (nie żebym oglądała ten serial już 3 razy). Podsumowując, to był miło spędzony czas. Jestem trochę zawiedziona, bo nie było to coś czego oczekiwałam, ale jak zawsze było to doświadczenie.

17:37

Pierwszy miesiąc w Stanach

Pierwszy miesiąc w Stanach

Nie mogę uwierzyć, że minął już (ponad) miesiąc odkąd tu przyjechałam. Naprawdę nie wierzę, że to się dzieje, a czas ucieka mi przez palce. Nie wyobrażam sobie powrotu do Polski i naprawdę nie chce wracać do polskiej szkoły. 

Chciałam podsumować ten pierwszy miesiąc i napisać o rzeczach o których nie napisałam w poprzednich postach. 

Co zaskoczyło mnie w USA?
Nie będę mówić tu o wielkich, drogach, samochodach i opakowaniach w sklepach, ponieważ na to byłam przygotowana. Interesuje się Stanami na tyle długo, że już przed przyjazdem wiedziałam o tych rzeczach, dlatego teraz nie robią na mnie wrażenia. Jednak ku mojemu zdziwieniu znalazło się kilka naprawdę zaskakujących dla mnie rzeczy:

  • Szalone reklamy prawników w telewizji - nie wiem czy kiedykolwiek je widzieliście, ale one naprawdę istnieją!! Nie wiem skąd o nich wiedziałam przed przyjazdem tutaj, najprawdopodobniej widziałam je w jakichś amerykańskich serialach. Są to reklamy w których prawnik stoi, wskazuje na Was palcem i krzyczy, że macie skorzystać z jego usługi, na ekranie pojawiają się jakieś ceny i inne informacje. Nie umiem tego wyjaśnić, ale zaśmiałam się gdy zobaczyłam jedną w telewizji. Nie znalazłam dobrego przykładu na YouTube, ale może to da Wam jakiś obraz tego o co mi chodzi -> #link
  • Jak już jesteśmy przy reklamach, to w stanach mają najgłupsze reklamy telewizyjne (zwłaszcza na programach dla dzieci) jakie w życiu widziałam. Są to reklamy od których dosłownie giną Wam szare komórki w mózgu. Jeśli myślicie, że reklamy na Polsacie są złe, zapraszam do obejrzenia tych amerykańskich. 
  • Chłopcy z opuszczonymi spodniami - kojarzycie ten trend sprzed kilku lat, na noszenie spodni bardzo nisko, tak żeby wystawała Wam spod nich bielizna? LUDZIE NADAL TO ROBIĄ!! Codziennie w szkole muszę na to patrzeć i to wcale nie tak, że jeden chłopiec w całej szkole tak się ubiera. Co 3 chłopak w mojej szkole, właśnie tak nosi spodnie i wierzcie mi lub nie, ale naprawdę wolałabym tego nie widzieć. 
  • Praktycznie wszyscy w moim wieku pracują. Mają rożne powody, niektórzy pracują by mieć własne pieniądze, zarabiają na studia, muszą płacić swoją cześć rachunków, albo nawet płacić za mieszkanie u swoich rodziców. Jeśli jesteście ciekawi jakie są zarobki takich osób, to z tego co się dowiedziałam w sklepie odzieżowym zarabia się ok. 100$ na tydzień. W wieku 16 lat możecie podjąć się praktycznie każdej pracy, jedynym problemem jest to, że zarabiać będziecie mniej niż dorośli pracownicy. Jest tu wiele możliwości, nie tak jak w Polsce, gdzie osoby niepełnoletnie, mają dosyć ograniczony wybór.
  • Nikt tutaj nie wygląda na swój wiek- są freshman(i) <9 klasa>, którzy wyglądają jakby mieli 35 lat, żonę i dziecko w drodze. Są seniorzy którzy wyglądają na 11 lat, a tak naprawdę mają prawie 20. + jest tu bardzo dużo niskich osób. 
  • Tatuaże - z tego co powiedział mi Sina (chłopak z Iranu), tatuaż tu można zrobić od 14 roku życia. Teoretycznie potrzebna jest zgoda rodzica, a w praktyce nie zawsze tego przestrzegają. Sina ma tatuaż o którego zrobieniu rodzice dowiedzieli się dopiero po fakcie. 
  • Temperatury- myślałam, że jestem na to przygotowana, ale na to nie da się przygotować. Pierwsze o czym pomyślałam po otrzymaniu placementu to te okropnie wysokie temperatury. Nie znoszę dobrze upałów, a tym bardziej z tak dużą wilgotnością w powietrzu. Teraz stwierdzam, że powinnam była bardziej martwić się zimnem. Wszędzie jest okropnie zimno, w szkole ludzie noszą kurtki, a ja nawet w sklepie nie wytrzymuje tak niskich temperatur. Oczywiście w każdym napoju macie mnóstwo lodu, a w samochodzie klimatyzacje. Wiedziałam o tym przed przyjazdem, ale żeby tego doświadczyć, trzeba poczuć to na własnej skórze (dosłownie). 
  • Brak kultury- to duże słowa, ale nie wiem jak to inaczej ująć. Chodzi mi głownie o to, że uczniowie nie okazują szacunku do nauczycieli. Gdy wchodzą do klasy nikt nie mówi dzień dobry, a jak się spóźnią to nikt nie przeprasza. Wiadomo, że jest to różnica kulturowa i pewnie odczuwam to tak, tylko dlatego, że w Polsce bardzo się tego przestrzega. W polskiej szkole kilka razy zostałam okrzyczana przez to, że nie powiedziałam dzień dobry, albo się spóźniłam. Mi pasuje fakt, że nie muszę wstawać na każdej lekcji i mówić dzień dobry, ale i ciężko się do tego przyzwyczaić.  
  • Paczki- gdy zamawiacie coś przez internet kurierzy zostawiają to po prostu przed Waszymi drzwiami. Zamówiłam kredki i nie było nas w domu przez 2 dni, po przyjeździe paczkę z nimi znalazłam przy drzwiach wejściowych. Oczywiście moja pierwsza myśl typowego polaka, jak to możliwe, że nikt ich nie ukradł?

Najgłupsze pytania o Polsce które usłyszałam w tym miesiącu: 
Czy mamy zorze polarne? - byłoby miło, gdyby w Polsce rzeczywiście byłyby zorze polarne..
Czy w Polsce mamy piratów?
Czy w Polsce mamy wikingów? - oba pytania zadane przez Ayle, ale wydały mi się one bardzo zabawne
Czy Polska to części Francji?
Czy mam męża? - usłyszałam to pytanie, po tym jak powiedziałam, że jestem z Polski. Dziewczyna zrozumiała, że przyjechałam tu do mojego męża.
Czy Polska to gdzieś w Nowym Orleanie? 
Czy w Polsce mówicie po angielsku? 
Czy w Polsce jest zimno? - najczęściej zadawane mi pytanie, na które nigdy nie wiem jak odpowiedzieć. Zazwyczaj mówię, że zależy od pory roku, ale nie jest tak ciepło jak w Teksasie.

  




















     
amerykański plac zabaw
   
moja szkoła
Katja i ja na naszej pierwszej w życiu grze footballu amerykańskiego
Galveston
basen host rodziny Katji, pływaliśmy w nim na sleepover
w Houston jest maaasa murali
ja kiedy pomyślę o moim życiu (bo wiecie moje życie to żart)

ja i David układając domino na lunchu, chyba usiadłam z najdziwniejszymi ludźmi w całej szkole

byliśmy w azjatyckim sklepie, ten smak kit katów jest obrzydliwy (czuję się oszukana przez Krzysztofa Gonciarza)


babeczki na baby shower 


Fine Arts Museum
Kennedy Space Center
kosmiczne jedzenie



instagram: donau_

Copyright © 2016 Houston, mamy problem , Blogger