W sobotę wybraliśmy się do Galveston. Tego dnia byłam strasznie zła (nie mam pojęcia na co) i ogólnie nie miałam humoru do podróżowania. W sumie o tym, że jedziemy nad ocean dowiedziałam się dopiero w samochodzie. Jak już wspominałam w poprzednich postach, Host Siostra ma swój biznes z wegańskimi babeczkami, więc po drodze dostarczaliśmy tort, który zrobiła poprzedniego wieczoru. W samochodzie włączona była maksymalna klimatyzacja, tak żeby tort nie rozpuścił się po drodze, ja przez te 20 minut tak zamarzłam, że skutki klimatyzacji odczuwam do dzisiaj. Chyba naprawdę jest tak, że Amerykanie nie odczuwają zimna, bo mi tutaj zimno jest cały czas (przypominam, że mieszkam w Teksasie, gdzie na dworze jest prawie 40 stopni). W moim pokoju wyłączyłam klimatyzacje, a jak idę do salonu to muszę zakładać bluzę, albo owijać się kocem bo jest tak zimno. Co śmieszniejsze w moim domu nie da zapalić się światła bez włączania przy tym klimatyzacji, a do tego wszędzie mają zimne napoje. Kiedy jestem w domu kilka godzin, to mam wrażenie, że na zewnątrz musi być strasznie zimno, po czym wychodzę do garażu i w twarz uderza mnie fala gorącego powietrza.
Po dostarczeniu babeczek, pojechaliśmy na lunch do bardzo popularnej restauracji, której nazwy nie pamiętam. Kolejka była okropnie długa, a w środku było strasznie głośno i zimno. Czułam się bardzo okropnie w tej restauracji, a w dodatku mieli tam taką "otwartą kuchnie", gdzie możecie zobaczyć jak przygotowują wasze posiłki. Wszystko spoko, gdyby nie fakt, że mieli też szybę w pomieszczeniu w którym mielili mięso i już wtedy myślałam, że zwymiotuje. Na stolik musieliśmy czekać jakieś 25 minut, zaproponowałam by usiąść w cieniu na dworze, bo tam jest mnóstwo wolnego miejsca, nie usiedliśmy "bo za gorąco". Dla mnie nie było tak gorąco, ale może to przez to, że w domu w Polsce nie mamy klimatyzacji, więc jestem przyzwyczajona do upałów. Jedliśmy wegańskie hamburgery, które smakowały jak prawdziwe mięso i bardzo źle się po nich czułam. Nawet nie chodzi o sam smak, tylko świadomość, że jadłam coś mięso-podobnego pierwszy raz od 4 lat bycia wegetarianką. Nienawidzę smaku mięsa i zawsze mam wrażenie, że jeśli mają zamiennik mięsa w restauracji, to tak naprawdę podają mi prawdziwe mięso. Oczywiście tak nie jest, bo to "mięso" zrobione było z jakichś warzyw czy czegoś tam, ale wyglądało i smakowało jak mięso więc XD. Po lunchu wyruszyliśmy w dalszą drogę nad ocean. Zajęło to nam jakieś półtorej godziny + szukanie miejsca parkingowego. Galveston jest bardzo popularną miejscowością nadmorską (wiem, że to nie morze tylko ocean). Jest tu bardzo turystycznie, architektura przypomina mi trochę Nowy Orlean (nie, żebym kiedykolwiek tam była), jest to jeden z głównych portów do którego przypływają statki z rejsami turystycznymi, są one ogromne i mieszczą od kilku, do kilkunastu (a nawet kilkudziesięciu) tysięcy ludzi. Rejsy nie są wcale takie drogie na jakie mogą wyglądać, można znaleźć bardzo okazjonalne ceny, a rejsy trwają zazwyczaj 5-7 dni. Podczas takiego rejsu podróżujecie od portu do portu, najczęściej płyną one na jakieś super wyspy, gdzie macie cały dzień na zwiedzanie.
Moja host rodzina ma samochód elektryczny oraz vana. Vanem jeżdżą na wycieczki, albo dłuższe podróże. Ten typ samochodu ma drzwi odsuwane na przycisk. Czemu o tym mówię? Ponieważ, gdy znaleźliśmy w końcu miejsce do zaparkowania, okazało się, że stanęliśmy za blisko krawężnika. W tym mieście krawężniki są bardzo wysokie, a Host mama powiedziała, żebym otworzyła drzwi i zobaczyła czy nie stoimy za blisko. Otworzyłam je i wszyscy mogliśmy usłyszeć jak drzwi suną po krawężniku. Dźwięk był okropny i wszyscy wpadliśmy w panikę bo brzmiało to co najmniej jakby całe boczne drzwi były zarysowane. Każdy był już bardzo wkurzony (zwłaszcza host mama), pojechaliśmy na inny, płatny parking gdzie okazało się, że drzwi w ogóle nie są zniszczone. Nie wiem jak to możliwe, bo wydawało mi się, że cały lakier będzie zdarty i miałam poczucie winy, że zepsułam im samochód. Na szczęście nie były, więc mogliśmy pójść zwiedzać miasto. Naszym pierwszym przystankiem był dom strachów/piratów. Nie bardzo mnie to interesowało, ale można było poznać tam historię piratów, nauczyć się wiązać węzły i posłuchać pirackich opowieści. Ayla dostała kartkę z zadaniami, miała szukać liter, a następnie ułożyć z nich zdanie by dotrzeć do "pirackiego skarbu". Razem znalazłyśmy hasło (podczas gdy host rodzice tańczyli do pirackiej muzyki XD) i dostałyśmy w nagrodę plastikowe "diamenty". Ayla namawiała mnie do pójścia do nawiedzonego domu, ja stanowczo odmawiałam bo strasznie boje się takich rzeczy. Ona była bardzo podekscytowana i wmawiała mi, że to nie będzie w ogóle straszne. Chyba jednak było strasznie, bo kiedy stamtąd wyszła, cała się trzęsła i płakała XD bardzo mnie rozbawił ten widok, ponieważ tak mówiła, że niczego się nie boi i jeszcze namawiała mnie na pójście. Znając życie ja też bym tam płakała ze strachu.... Po nawiedzonym domu, poszliśmy do samochodu i udaliśmy się do portu. Tam zostawiliśmy samochód i wsiedliśmy na darmowy prom, na drugą stronę kanału (?). "Rejs" trwał około pół godziny w jedną stronę. Nie mam za dużo zdjęć, bo większość z nich robiłam moim aparatem analogowym, więc jak kiedyś wywołam kliszę to Wam je pokażę. Gdy płynęliśmy widzieliśmy delfiny(!!!), ten kanał jest bardzo głęboki, dlatego często można je tam zobaczyć. Było to dla mnie niesamowite przeżycie, bo pierwszy raz w życiu widziałam te zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Nie mam ich zdjęć, bo wynurzały się one na jakieś pół sekundy, więc ciężko było je dostrzec, a co dopiero uchwycić w obiektywie.
Po naszej godzinnej wyprawie promem, pojechaliśmy do "rainforest cafe". Jest to kawiarnia, przypominająca las deszczowy. Na stolik w środku, trzeba czekać 2 godziny, dlatego my usiedliśmy w barze i zjedliśmy frytki. Wnętrze kawiarni wygląda jak dżungla, znajdziecie tam ruszające się zwierzęta, a od czasu do czasu pada deszcz i błyskają się pioruny. W środku kawiarni jest też kolejka wodna. Razem z Ayla i Host Tatą, na wejście do niej czekaliśmy 45 minut. Polega ona na tym, że wsiadacie do pontonu i płynięcie wśród rożnych lasów na całej ziemi. Nie wiem jak to opisać, ale naprawdę całkiem fajna sprawa (może średnio warta tego czekania i 5$) i ciekawe przeżycie.
wiem, że wspaniałe zdjęcie xd |
Po wyjściu stamtąd, pojechaliśmy do domu. Większość jazdy samochodem przespałam i ogólnie to zauważyłam, że w Ameryce o wiele więcej chce mi się spać XD
instagram: donau_