19:46

Święta

Święta
Święta zaczęły się tym, że na dzień przed wigilią host mama wylądowała w szpitalu. Po obudzeniu się poczuła paraliżujący ból w plecach i widać było, że bardzo cierpiała. Zostałam w domu z Aylą i czekałam na ich przyjazd. Napisałam do host taty, by zapytać jak się sprawy mają, ale mi nie odpisał, co było bardzo frustrujące. W szpitalu spędzili kilka godzin, na szczęście nie było to nic poważnego i przepisano jej tylko leki przeciwbólowe. Mocno opóźniło to przygotowania do świąt, ale i tak wyrobiliśmy się w czasie. Host mama postanowiła, że będziemy mieli (prawie) tradycyjną polską wigilię oraz amerykańskie święta w następny poranek. Jeszcze tego samego dnia zaczęliśmy robienie farszu na pierogi i gołąbki (wszystko wegańskie). Tego dnia posprzątałam też swój pokój (wow teraz nawet widzę podłogę) oraz pomogłam w sprzątaniu domu. Następnego dnia wstałam dosyć wcześnie, ale długo czekałam aż zadzwonią do mnie rodzice, tak bym mogła "być" z nimi przy świątecznym obiedzie. Dzwoniłam do nich kilka razy, ale nikt nie odbierał, więc postanowiłam pomóc Stel w gotowaniu. Oczywiście zostawiłam telefon w swoim pokoju, tak, że przegapiłam 20 nieodebranych połączeń od moich rodziców. W końcu złapaliśmy się kiedy robiłam pierogi i mogłam z nimi porozmawiać. Bardzo śmieszy mnie fakt, że swoje pierwsze w życiu pierogi ulepiłam właśnie w stanach zjednoczonych. Lepienie pierogów to moje nowe ulubione zajęcie i moją ulubioną częścią jest jedzenie farszu podczas ich lepienia. Sama ulepiłam wszystkie pierogi z czego jestem bardzo dumna (moja babcia pewnie też).



Oprócz pierogów zrobiliśmy też kutię, która była najdziwniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek jadłam. Problem z tymi świętami był taki, że host mama zadecydowała o potrawach na podstawie swojego własnego przekonania, a później wmawiała mi, że to ja je wybrałam. Nie chcę narzekać, bo te święta były wspaniałe, ale chce pokazywać też te mniej przyjemne strony. W wigilię (tak jak w thanksgiving) przyszło kilka osób nie z naszej rodziny. Podoba mi się inicjatywa zapraszania ludzi, ale wydaję mi się, że wigilia w Polsce jest bardziej oficjalna i przeznaczona dla rodziny. Oczywiście co to byłoby za spotkanie rodzinne bez Martyny płaczącej w łazience.. Nie obyło się bez punktu, w którym płakałam dzieląc się opłatkiem (nienawidzę tej  części świąt i stel o tym wiedziała, ale i tak kazała mi przez to przechodzić woah). Nie wiem czemu było to dla mnie tak emocjonalne, ale no XD Jedzenie wszystkim smakowało, ale prawdziwym hitem okazał się kompot!! Nie wiem dlaczego, ponieważ były to tylko (albo aż) ugotowane owoce, ale wszyscy rozwodzili się nad jego smakiem. Wszystkie te danie były przygotowywane przeze mnie (i Stel) po raz pierwszy w życiu, więc było to nie lada wyzwanie. O dobrym smaku potraw świadczył chyba brak pozostałości po obiedzie (a liczyłam na świąteczne jedzenie przez następny tydzień). Po posiłku przyszedł czas na otworzenie jednego prezentu. Ja dostałam zapas ciepłych skarpetek, co uważam za prezent udany, ponieważ ja zawsze tu marznę. 


Następnego dnia wstaliśmy około 9. Zjedliśmy świąteczne śniadanie i przyszła pora na otwieranie prezentów. Każdy dostawał po jednym prezencie i wszyscy odpakowywaliśmy je na raz. Stel mocno zaangażowała się w pakowanie prezentów (do tego stopnia ze czasami używała gorącego kleju do przyklejenia ozdób) dlatego ich odpakowywanie trochę zajęło.




 Prezenty ode mnie (chyba) się podobały z czego się ucieszyłam ponieważ kupowałam je na ostatnią chwilę.  Po odpakowywaniu prezentów Sara i jej chłopak zasnęli na kanapie, a my oglądaliśmy świąteczny film "elf". Ja tez ostatecznie zasnęłam i spałam przez następne 2 godziny. W między czasie wszyscy pomagali w przygotowywaniu obiadu. 


wszystkie prezenty które dostałam, niestety nie mam zdjęć prezentów które podarowałam, ponieważ jestem głupia i zapakowałam je zanim zdążyłam pomyśleć o zdjęciu 
stocking, czyli prezenty ze skarpety

razem ze Stel kochamy leniwce i śmiejemy się, że nasze życie to #slothlife


Ketchup to nasz inside joke, ponieważ ja jem wszystko z ketchupem. 

kocham stranger things i to chyba najlepsza rzecz, którą dostałam
Zjedliśmy obiad i w sumie tak zakończyły się święta.









Tak zakończył się pierwszy (i właściwie ostatni) dzień świąt. Drugiego dnia już nic się nie działo, czas spędziłam na zajmowaniu się Aylą, a wieczorem poszłam na nocowanie do Katji. 

skarpetki od Katji, podoba mi się to, że wszyscy dbają o ciepło moich stóp


najpiękniejsze czekoladki w kształcie domów z Hogwartu + jak zwykle nie zrobiłam zdjęcia tego co kupiłam dla Katji
Więc podsumowując, jestem bardzo wdzięczna za te święta. Nie czułam się "homesick" nawet przez chwilę, ponieważ miałam wokół siebie kochających mnie ludzi, którzy naprawdę starali bym czuła się dobrze. Jestem bardzo szczęśliwa, za to, że mogłam mieć wegańskie święta i nie musieć kłócić się z członkami mojej rodziny o to co jem (a raczej czego nie jem). 

instagram: @donau_

15:04

Finals i ostatnie dni szkoły

Finals i ostatnie dni szkoły
W poniedziałek był ostatni dzień szkoły w którym wszystkie lekcje odbywały się zgodnie z planem. We wtorek 3 pierwsze klasy + 5 były normalne, 4 była lekko skrócona, po 5 lekcji był lunch, a następnie wszyscy szli na swoją ostatnią lekcje by napisać egzamin. Moją 7 lekcją było forensic. Test był całkiem prosty (jeśli wcześniej zrobiło się powtórzenie przygotowane przez nauczycielkę), ja dostałam 82. Nie byłam do końca zadowolona, ale cieszę się, że zdałam. W środę moim pierwszym egzaminem było AP Biology. Nawet nie wiem jak skomentować ten test, ponieważ przez większość czasu siedziałam i rozmyślałam nad tym co ja w ogóle robię w tej klasie. Czytając pytania nie miałam pojęcia, która z odpowiedzi może być poprawna i nie miały one dla mnie sensu. Fakt faktem, że do tej klasy nie przykładam się tak bardzo jak powinnam, ale trochę uczyłam się przed egzaminami. Test składał się ze 100 pytań (czyli trzeba uzyskać 70 poprawnych odpowiedzi, żeby zdać ;)), mój nauczyciel to śmieszek, dlatego ostatnie pytanie brzmiało "Po prostu zaznacz C, uwierz mi, że to poprawna odpowiedź. Jeśli zaznaczysz inną odpowiedź, zacznę się o Ciebie martwić. Zaznacz C i ciesz się zakończonym egzaminem". Tak przynajmniej byłam, że uzyskałam 1 punkt na egzaminie. Następnie miałam egzamin z 2 klasy, czyli malowania. Nauczycielka nie zrobiła nam testu, natomiast mieliśmy zrobić "grid drawing" do naszego następnego projektu. Aktualnie pracujemy nad obrazem monochromatycznym. Każdy egzamin trwa ponad dwie godziny, dlatego po zrobieniu szkicu mogłam zacząć malować. Tematem pracy miał być autoportret z ekspresją twarzy. Ja do malowania wybrałam kolor niebieski. 

w tej klasie malujemy akrylami

Przez ostatnie 3 dni szkoły kończyliśmy o 12, dlatego też tego dnia spotkałam się po szkole z Katją. Spędziłyśmy czas w targecie na szukaniu prezentów na święta. Później pojechaliśmy do jej domu, gdzie zrobiłyśmy karaoke do największych hitów One Direction. Ten dzień to był jeden wielki goal i działy się bardzo szalone rzeczy.

niesamowite, że w grudniu siedziałam w krótkim rękawku nad basenem, kocham Texas 

 W czwartek, swój pierwszy egzamin miałam z angielskiego. We wtorek na lekcji pisaliśmy esej, na temat którego nie pamiętam. Nauczycielka rozdzieliła to na dwie części, tak byśmy mieli czas na spokojnie rozwiązać test. Do tego wcześniej przygotowała nam powtórzenie, które zawierało definicje słów, pojawiających się na egzaminie. Ogólnie wszystko było dosyć łatwe, bo na niektóre pytania, odpowiedzi znaleźć mogliśmy właśnie w tych definicjach. Większą częścią egzaminu było czytanie ze zrozumieniem, a do tego nauczycielka podała nam odpowiedzi do jednej z części. Po angielskim przyszedł czas na matematykę, tego przedmiotu całkiem się obawiałam, ponieważ obejmował on duży zakres materiału. Test składał się z 3 części. Pierwsza miała 6 pytań, a druga i trzecia po 25. Test był podzielony, ponieważ na pierwszej części nie mogliśmy używać kalkulatorów, a żeby dostać kolejną część musieliśmy oddać tą poprzednią. W piątek dzień rozpoczęłam testem z Historii USA, test był prosty, ponieważ składał się z pytań użytych we wcześniejszych sprawdzianach. Będąc w tej klasie nigdy nie mogę się skupić, dlatego też, na zmianę spałam i czytałam pytania. Po każdym teście zostawało mi bardzo dużo czasu i mądrym zachowaniem byłoby ponowne czytanie i analizowanie pytań, aczkolwiek mi się nie chciało. Ostatnim testem był egzamin z Art Drawing. Szczerze mówiąc poszło mi źle, bo nie wiedziałam, że będziemy musieli odpowiadać na pytania. Było ok. 70 pytań na które nie bardzo znałam odpowiedź i wydaję mi się, że to mocno zawyżyło na mojej ocenie. Test składał się z dwóch części, test oraz two point perspective drawing. Był to jedyny egzamin po którym nie został mi czas wolny. W każdym razie byłam zadowolona, że ten tydzień się zakończył. Po szkole spotkaliśmy się z Katją, Brianem oraz Abelardo w Starbucks'ie (co prawda Abelardo przyszedł spóźniony o 2 godziny, ale i tak było miło).  

Moje (rzekome) oceny z egzaminów (kategoria exam2), rzekome ponieważ coś za dobrze poszło mi z biologii i nie mam pojęcia skąd wzięła się taka niska ocena z art. Jak dowiem się o co chodzi to was poinformuję.

instagram: donau_

07:34

Thanksgiving break

Thanksgiving break
Przerwa świąteczna trwała tydzień, ale wiem, że w innych szkołach nie była taka długa. Mnie to bardzo cieszyło ponieważ potrzebowałam odpoczynku od codziennego wstawania o 5.30. W sobotę nie robiłam niczego konkretnego, ponieważ Sara i Stel musiały dostarczyć tort weselny. W niedzielę mieliśmy pojechać na ViaColori Festival, na którym artyści w centrum miasta malują kredą na betonie. Bardzo chciałam to zobaczyć, głównie dlatego, że ludzie z mojej szkoły też tam malowali. Host mama powiedziała mi, że wyjedziemy około 12, więc wstałam rano i ogarnęłam moje życie by być gotowa na tą godzinę. Przyszłam do salonu i zobaczyłam, że Stel i Ayla śpią, a Carl ogląda jakiś azjatycki serial. Spytałam czy jedziemy, a on powiedział, że pada deszcz i nie możemy pojechać. Pominę fakt, że deszcz wtedy nie padał, a nawet jeśli to przecież nie po to zostały wynalezione parasolki. Bardzo mnie poirytowało ich niezorganizowanie, ponieważ zazwyczaj robimy wszystko to czego oni chcą, a to była jedna z niewielu rzeczy na której naprawdę mi zależało. Byłam zła więc poszłam spać i obudziła mnie Stel kilka godzin później mówiąc, że jedziemy na jedzenie. W samochodzie próbowali mi wmówić, że była to moja wina bo spałam i nie wiem co mam nawet napisać bo moja reakcja to "XD". Całkiem śmiesznie, ale przynajmniej jedzenie było dobre. + dodam, że na ten festiwal zaproszony był Travis Scott i ludzie z mojej szkoły go poznali. Także Travis Scott był w stanie pójść pomimo pogody, ale ja nie byłam :) W poniedziałek pojechałyśmy z Katją na zakupy świąteczne, które skończyły się tym, że kupiliśmy większość rzeczy dla siebie, a nie dla naszych host rodzin. Wydałam wtedy bardzo dużo pieniędzy, ale mam wrażenie, że odkąd tu przyjechałam moje pieniądze po prostu rozchodzą się na lewo i prawo i ciężko mi to kontrolować. W galerii spędziłyśmy jakieś 6 godzin. Wtorek chyba cały przespałam, środę prawie też, oprócz tego, że wieczorem pojechaliśmy do centrum na jedzenie, a następnie spędziliśmy noc w hotelu. Nie obyło się bez przygód ponieważ, po zakwaterowaniu, kiedy już kładłam się spać, zobaczyłam, że przed naszym hotelem stoi 5-6 wozów strażackich. Pokazałam to Stel i nikt nie wiedział co się dzieje. Carl zadzwonił do recepcji by zapytać co się stało, a tam powiedzieli mu, że na 2 pietrze ktoś poczuł dym. Szybko się ubrałam i zabrałam swoje rzeczy, a następnie udaliśmy się w poszukiwania wyjścia ewakuacyjnego. Windy nie działały, a znalezienie schodów pożarowych zajęło nam 20 minut. Okazało się, że w naszym hotelu (hotele były połączone), docierały tylko do 2 piętra, a my byliśmy na trzecim. Dlatego musieliśmy przejść przez 3 hotele by móc się ewakuować. Ewakuacja nie była ogłoszona, ale jednak woleliśmy czekać w lobby niż później ewakuować się w razie pożaru. Na rozwój sytuacji czekaliśmy do północy, na szczęście nie było pożaru i mogliśmy wrócić do pokoju. Krótka historia "o tym jak prawie spłonęłam w hotelu przed thanksgiving". 




W hotelu spaliśmy ze względu na odbywającą się następnego dnia paradę. Zaczynała się ok. 9 więc wygodniej było spać w centrum, niż wstawać rano i szukać parkingu. Rano było chłodno, ale w ciągu dnia pogoda była cudowna, aż ciężko było mi uwierzyć, że był to koniec listopada. Parada baaardzo
mi się podobała.






ludzie z NASA byli bardzo mili, dali mi naklejkę



spodziewałam się wszystkiego, ale nie mojego ulubionego dinozaura na paradzie


nie zabrakło też polskiego akcentu!!

Po paradzie poszliśmy po rzeczy do hotelu (przy okazji zahaczyliśmy o basen bo chciałam zobaczyć jak wygląda) i pojechaliśmy do domu Sary na śniadanie.

widok z mojego pokoju hotelowego

ładny basen

ładny widok z basenu

Razem z chłopakiem i współlokatorami usmażyli nam amerykańskie naleśniki, które były przepyszne. Przez cały dzień atmosfera była bardzo miła i rodzinna. Po powrocie do domu Stel zabrała się za przygotowania a ja z Carlem i Aylą pojechaliśmy do kina na "Ralph Breaks The Internet". Ayla cały film przespała (całą noc oglądała filmiki na YouTubie), ale mi on się bardzo podobał. Nie będę mieszać się w wychowanie Ayli bo to ich sprawa, ale moim zdaniem niekontrolowane używanie tabletu przez 8 letnie dziecko, nie jest najlepszym pomysłem. Później pomagałam host mamie w gotowaniu i sprzątaniu domu. Przygotowaliśmy ogroooomne ilości jedzenia. Nasze Thanksgiving nie było tradycyjne, ponieważ Sara na grupie dla weganów na Facebooku, ogłosiła, że jeśli ktoś nie ma planów na ten dzień, to może przyjść do nas i zjeść trochę pysznego (wegańskiego) jedzenia. Pojawiło się całkiem sporo osób i uważam, że była to świetna inicjatywa. Przed zjedzeniem każdy miał powiedzieć za co jest wdzięczny. Ja powiedziałam, że jestem wdzięczna za możliwość spędzenia mojego pierwszego Thanksgiving w ich gronie i prawię się przy tym popłakałam. Nie potrafiłam powiedzieć niczego więcej, ale jestem naprawdę wdzięczna za możliwość bycia w Stanach, naprawdę jest to najlepsza rzecz jaka kiedykolwiek mnie spotkała. Na naszym obiedzie nie było też tradycyjnego siedzenia przy stole, każdy siedział gdzie chciał i głównie rozmawialiśmy. Ten dzień wydawał się być bardzo długi (bo był), ale uważam, że był jednym z lepszych jakie tu przeżyłam.

W piątek głównie odpoczywaliśmy (oraz jedliśmy resztki z obiadu). W sobotę pojechaliśmy do Austin, na obiad do rodziny Carla. Amerykanie są bardzo otwarci i miło mnie przywitali. Głównie było to starsze towarzystwo, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. To Thanksgiving nie było wegańskie, ale przywieźliśmy trochę swojego jedzenia, więc było do przeżycia. Nie robiłam żadnych zdjęć, ale ten dom miał bardzo ładny ogród i ogólnie bardzo piękne miejsce do spędzenia soboty.
Około 17, z Sarą i jej chłopakiem pojechaliśmy do centrum by wypożyczyć elektryczne hulajnogi. Przejechaliśmy na nich 11 kilometrów i przez każdą sekundę jazdy miałam wrażenie, że zaraz umrę, albo przynajmniej złamię rękę. Te hulajnogi, jeżdżą bardzo szybko i nie w każdej części miasta są dobre chodniki. Ogólnie to było całkiem niesamowicie, zwłaszcza kiedy o zachodzie słońca widzieliśmy całą panoramę miasta. Przejechaliśmy przez całe centrum i szybko zorientowaliśmy się jak bardzo ludzie nienawidzą tych hulajnóg XD usłyszeliśmy kilka wyzwisk w naszą stronę, ale no cóż - życie. Dojechaliśmy do naszego punktu docelowego, czyli na wegańskie lody. Były to chyba najlepsze lody jakie w życiu jadłam i to miejsce było połączone z  tym super sklepem, o którym pisałam w innym poście z Austin. Kupiliśmy tam ornament świąteczny w kształcie ketchupu (długa historia).  Niedziela była ostatnim wolnym dniem przed pójściem do szkoły i w sumie nawet cieszyłam się na powrót bo tęskniłam za znajomymi.

instagram: donau_



07:16

Halloween i urodziny Katji

Halloween i urodziny Katji
Halloween było jednym z wydarzeń na które czekałam z niecierpliwością i co do którego miałam duże oczekiwania. W rzeczywistości trochę się zawiodłam, ale zaczynając od początku...
Myśląc o Halloween i o najgorszych możliwych scenariuszach niezręcznych sytuacji, możecie pomyśleć o sytuacji w której jesteście jedyną przebraną osobą na imprezie. Tak właśnie czułam się przychodząc do szkoły w moim przebraniu. Wszyscy zapewniali mnie, że połowa szkoły będzie przebrana, bo wszyscy celebrują to święto i dlatego też powinnam założyć mój kostium eleven. Po wejściu do budynku szybko zorientowałam się, że tak nie jest. Nie wiem dlaczego, ale byłam jedną z trzech przebranych osób (patrząc na ilość osób w mojej szkole to tak jakbym była jedyną) i przez cały dzień czułam się bardzo głupio. Może 3 osoby rozpoznały za co jestem przebrana, reszta z nich dzieliła się na osoby myślące, że jestem przebrana za lalkę, albo, że są to moje normalne ubrania. Poza trzema przebranymi uczniami, swoje kostiumy założyły też nauczycielki od plastyki. Bardzo kocham moich nauczycieli i fakt, że moja pani od malowania przebrała się za jednorożca, a pani od rysowania za syrenę.

od lewej: nauczycielka od malowania, rysowania i fotografii

Halloween wypadało w środę, a dodatkowo cały dzień padało, dlatego też nie mieliśmy zbyt wielu możliwości. W mojej szkole odbywała się noc filmowa, która nie za bardzo mnie interesowała, dlatego wybrałam pójście na trick or treating. Zaprosiłam Katję i Abelardo do pójścia ze mną, oraz moją host mamą i Aylą. Katja przyszła trochę wcześniej, ale wciąż musieliśmy czekać na Abelardo. Ayla przychodziła do mojego pokoju co 3 minuty mówiąc, że musimy już wyjeżdżać (w ogóle nie przejmując się tym, że czekamy na naszego przyjaciela i nie możemy tak po prostu go wystawić). Ogólnie ten dzień był bardzo niezorganizowany i jak zwykle całą winę zwalono na mnie. Abelardo w końcu przyjechał i mogliśmy pojechać na inne osiedle. Wybraliśmy osiedlę Katji, ponieważ założyłyśmy, że bogaci ludzie rozdają najlepsze słodycze. Na początku stel woziła nas od domu do domu, co dla mnie było bardzo szokujące. Odkąd tu przyjechałam, wiedziałam, że amerykanie z zasady nie chodzą, ale nie miałam pojęcia do jakiego stopnia to dochodzi. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie mogliśmy przejść 50 metrów tylko wszędzie jeździliśmy samochodem. Wydaję mi się, że właśnie spacerowanie od domu do domu po ulicach jest najlepszą częścią zabawy. Bardzo mnie to zirytowało (mnie wszystko irytuję, więc to nic nowego) i mam wrażenie, że od tamtego czasu tylko psułam ludziom zabawę. Większość ludzi dawała cukierki tylko Ayli, bo jest to zabawa głównie dla dzieci. Ludzie byli bardzo mili i widać było, że włożyli dużo serca w dekorowanie domów.


jakiś pan nie miał słodyczy, więc dał Abelardo miskę i dwie brokatowe dynie


nasze słodycze, które zniknęły po dwóch dniach


Urodziny Katji 
11 listopada Katja obchodziła swoje 16 urodziny. Sprawy organizacyjne były bardzo skomplikowane, ponieważ planowałyśmy zrobić nocowanie oraz małe przyjęcie urodzinowe. Dzień wcześniej obie byłyśmy na Renesans Festival, który odbywał się 2 godziny drogi od Houston i z którego ja wracałam dopiero w niedziele rano. Host rodzina Katji trochę nie bardzo przejmowała się tym co ona chce robić w ten dzień i to oni zadecydowali o naszych planach. Mieliśmy spotkać się w domu Katji, ale wyszło tak, że jej host rodzina zabrała ją do galerii. Bardzo skomplikowało to sprawy, ponieważ razem z Abelardo mieliśmy zrobić jej niespodziankę. Abelardo kupił balony, a ja prezent i ostatecznie musieliśmy jechać na drugi koniec miasta by się z nią spotkać. W galerii zobaczyliśmy jak wchodzą do Cheesecake Factory, więc po odczekaniu chwili też tam weszliśmy. Nie dało się nas nie zauważyć i  na nasz widok Katja bardzo się ucieszyła. W restauracji była już host rodzina Katji oraz Gwenda z Niemiec, która poprzedniej nocy nocowała w jej domu. Gwenda poszła do domu po 10 minutach, nie wiem do końca czemu, ale no cóż. Na stolik czekaliśmy chwile, ponieważ ta restauracja jest bardzo obleganym miejscem. 
od lewej: Gwenda, Katja, Abelardo i ja 


Katja otworzyła prezenty, ode mnie dostała paletkę do makijażu z Anastasii oraz butelkę na wodę (to nasz inside joke, ponieważ swoją zgubiła kilka tygodni wcześniej). Wydawało mi się, że głównym zamysłem pójścia do tej restauracji było zjedzenie sernika, ale okazało się, że przed pójściem tam Katja była w innej restauracji na śniadaniu. Ogólnie to nikt nie był głodny (oprócz host taty Katji bo on zawsze jest głodny), więc zamówiliśmy tylko milkshake'i i jeden kawałek sernika. Host tata Katji zamówił zupę oraz sałatkę po czym zaczął kłócić się z jego żoną o to, że nie zamawiał zupy. Była to bardzo dziwna sytuacja i nadal nie wiem co o tym myśleć XD W większości restauracji śpiewają solenizantom "happy birthday" na urodziny, czasem tez można dostać darmowe jedzenie. W tej restauracji też tak było i żeby było śmieszniej jakieś 6 osób na sali miało urodziny, więc co chwile słychać było śpiewających pracowników. Posiedzieliśmy tam chwile i w planach mieliśmy pójście na łyżwy, ale, że Katja miała spódniczkę, a na lodowisku jest bardzo zimno, to poszliśmy do kina. Poszliśmy na nowego Grincha, cała sala kinowa była pełna, więc musieliśmy usiąść na samym dole przy ekranach, nie było najgorzej ponieważ w tym kinie były fotele na których możecie sie położyć. Po filmie oglądaliśmy sukienki na prom (Katja ma obsesje na punkcie tego balu) i Host Mama Katji odwiozła nas do domów. 


instagram: donau_

17:18

Homecoming vol.2 + Q&A(?)

Homecoming vol.2 + Q&A(?)
Przepraszam za ten jakże opóźniony post, od teraz postaram się pisać częściej (wiem, że mówię to już 3 raz). Swoją drogą w najbliższym czasie chciałabym zrobić jakiś update, także gdyby ktokolwiek miał jakiekolwiek pytania odnośnie wymiany, mojej organizacji albo tego który smak oreo lubię najbardziej, to proszę o zadanie ich w komentarzu. Wiem, że proces aplikowania i rozwiązywania problemów logicznych związanych ze szkołą jest skomplikowany, dlatego też służę pomocą. 

(26-27/10)
Jeden z plusów przyjaźnienia się z exchange studentem chodzącym do innej szkoły jest fakt, że mogę świętować te same rzecz dwa razy. Tak też było z Homecoming w szkole Katji. Oczywiście nie mogłam uczestniczyć w tygodniu poprzedzającym bal, ale w piątek miałam okazje pójść z nią na mecz footballu. Już po wejściu na stadion, zauważyć można było jak bardzo inni uczniowie chodzą do jej szkoły. W zależności od miejsca położenia szkoły, podatki płacone na tą placówkę są mniejsze lub większe. W bogatszych okolicach, płaci się więcej, dlatego też szkoły są ładniejsze. Tak też jest w przypadku jej szkoły, ludzie wyglądają na bogatszych i sam budynek wygląda lepiej. Na mecz pojechaliśmy z jej host rodziną, ale siedzieliśmy w oddzielnych miejscach. Miałam wrażenie, że więcej osób jest zaangażowanych w grę i duch szkoły był bardziej odczuwalny. Jak zwykle nie wiedzieliśmy co się dzieję i kto wygrywa, ale i tak dobrze się bawiłyśmy. W przerwie odbyło się wybieranie króla i królowej balu, królem został znajomy Katji, także całkiem miło. W jej szkole każdy rocznik miał jedną parę wygrywająca, jedyne co ich różniło to nazwy - juniors mieli swojego księcia i księżniczkę itd. 




w sobotę odbywał się bal, czyli najważniejsza część tygodnia. Po doświadczeniach z mojego balu, razem z Katją postanowiłyśmy nie popełniać tego samego błędu i spotkać się wcześniej, tak by mieć mnóstwo czasu na przygotowania. Ja i planowanie nie idzie razem w parze, dlatego też chociaż spotkałyśmy się o ustalonej godzinie, ledwo co się wyrobiliśmy. Po przyjściu do jej domu obejrzałyśmy jeden odcinek Chilling Adventures of Sabrina (co patrząc z perspektywy czasu było błędem), a następnie zabrałyśmy się za robienie makijażu. Po około 10 minutach do pokoju przyszła Martha (host mama Katji) i spytała, czy nie chciałybyśmy pojechać z nią do Starbucks'a. Nie zważając na tylko jedną pomalowana brew Katji oraz moje bycie w piżamie, udaliśmy się z nią do targetu (błąd nr. 2). Homecoming odbywało się tuż przed Halloween, z tego też powodu Starbucks miał swoją specjalną ofertę na to święto.  Było to Witch's Brew które było obrzydliwe, ale warte spróbowania. W targecie spędziliśmy o wiele więcej czasu niż powinniśmy i do domu dotarłyśmy dopiero ok. 16.

Witch's Brew
Bal zaczynał się o godzinie 20, ale dom mieliśmy opuścić już o 18 by pojechać na zdjęcia oraz na obiad. 2 godziny na przygotowania to nie za wiele, dlatego mój makijaż wyglądał jak żart (robienie kresek po raz pierwszy w życiu na pięć minut przed wyjściem, nie było mądre). Tak bardzo się tym nie przejmowałam, ponieważ nie była to impreza w mojej szkole. Gdy wyszliśmy z domu była piękna "golden hour", więc teoretycznie nasze zdjęcia powinny wyjść równie pięknie. Niestety tylko teoretycznie, ponieważ nasze zdjęcia zrobiliśmy w cieniu na jakimś okropnym moście w parku i są jeszcze gorsze niż zdjęcia z mojego balu. Nie chciałam narzekać i psuć innym zabawy, więc już jakoś przeżyłam ten niefortunny dobór lokacji. 

XD

Następnie pojechaliśmy do restauracji, w której zjedliśmy obiad, a po tym udałyśmy się do szkoły. Na wejściu sprawdzali naszą tożsamość, dlatego też musiałam mieć swoje ID. Szkoła Katji jest naprawdę prześliczna, sala była pięknie przyozdobiona oraz muzyka była o wiele bardziej "taneczna". Początek imprezy bardzo mi się podobał, ale poźniej zaczęło robić się dosyć dziwnie. Co jakiś czas zapalali światła i gasili je po 10 minutach (tańczenie przy zapalonych światłach jest niezręczne), a muzyka z czasem zmieniła się na tę mniej taneczną. To homecoming o wiele bardziej przypominało amerykańskie filmy, było darmowe jedzenie oraz poncz. Picie ponczu podobało mi się najbardziej, bo wydaję mi się, że nie ma nic lepszego niż picie ponczu na amerykańskim balu. Bal kończył się o 23.30,  a my wyszłyśmy 30 minut przed jego zakończeniem. 
Po przyjściu do domu byłyśmy okropnie zmęczone i zasnęłyśmy po 5 minutach.

instagram: donau_ (tu możecie oglądać rzeczy bez miesięcznego opóźnienia)


08:27

Polski Festiwal, Wycieczka & Halloween Party

Polski Festiwal, Wycieczka & Halloween Party
W weekend (11-12/10) odbywał się Polski Festiwal w Houston. Już wcześniej planowaliśmy na niego pójść, a ostatecznie zdecydowaliśmy się na przyjazd w niedzielę. Na miejscu okazało się, że Ayla zapomniała wziąć z domu butów (i to nie pierwszy raz, tylko trzeci), więc razem z Carlem musieli pójść do sklepu i kupić nowe. Razem ze Stel, weszłyśmy na teren festiwalu i po 3 sekundach zatrzymał nas pewien mężczyzna. Przywitał się (po polsku) i zapytał czy chodzę tu do kościoła, zaproponował też, że może po mnie przyjeżdżać i zabierać mnie do kościoła w każdą niedziele. Wydaje mi się, że ta konwersacja wiele mówi o mentalności w Polsce. Każdy zgodziłby się, aby randomowy stary Janusz zabierał go co niedziele do kościoła XD Po tej fantastycznej konwersacji poszliśmy zjeść pierogi, nie były wegańskie ale smakowały jak te w Polsce. Na festiwalu spotkałam się z Katją i jej host rodzicami (+Gustavo). Nic ciekawego się nie działo, ale przynajmniej spędziliśmy miło czas i zrobiliśmy ładne zdjęcia. Byłam zawiedziona, bo nie porozmawiałam z nikim po polsku, więcej niż przez 3 sekundy. Po festiwalu pojechaliśmy zjeść lunch, a następnie do muzeum. Było to prywatne muzeum, w którym nie można robić żadnych zdjęć. Wystawy bardzo mi się podobały i żałuje, że nie mogę pokazać Wam jak ładnie tam było. Tego dnia było okropnie gorąco (34*), a dla porównania następnego dnia było już tylko 12 stopni. Stel chciała iść na spacer i pierwszy raz od mojego przyjazdu otworzyli w domu okna. Wydaję mi się to okropnie dziwne, bo ja zamarzałam i z zimna nie mogłam ruszać palcami (w domu nie ma ogrzewania, więc też odczuwało się 12 stopni). Nawet w Polsce było cieplej niż w Houston. Temperatura ta utrzymywała się przez cały tydzień, wszyscy (oprócz mnie) byli bardzo zadowoleni z tego powodu. 

Katja i ja

W środę pojechałam na moją pierwszą wycieczkę szkolną. Przed wycieczką dostaliśmy kartki, które musiały zostać podpisane przez naszego każdego nauczyciela. Nauczyciel może nie wyrazić zgody na wasz wyjazd, jeśli oceny nie są wystarczająco dobre, albo robicie coś ważnego tego dnia w klasie. U mnie nie było takiej sytuacji, więc nauczyciele bez problemu podpisali mi zgodę. 
Tego dnia do szkoły przyszłam o 6.40, ale dopiero o 7.10 zaczęli zbierać się ludzie. Wycieczka organizowana przez moją nauczycielkę od plastyki i spowodowana była dwoma nadchodzącymi konkursami. Nauczycielka chciała byśmy mieli okazje zrobić zdjęcia zwierząt (temat konkursu to rodeo, sami musimy wykonać zdjęcia referencyjne na których podstawie zrobimy rysunek). Była to moja pierwsza podróż żółtym szkolnym autobusem i nie wspominam jej najlepiej. Może po prostu moje nogi są za długie, ale naprawdę niewygodnie się w nim siedzi. Kolana wbijają się w fotel przed wami i ogólnie niemiło. Cieszę się miałam okazje to przeżyć, ale chyba nie mogłabym nim jeździć codziennie do i ze szkoły. Na początku pojechaliśmy na farmę, należąca do naszego szkolnego dystryktu. Nie miałam pojęcia o jej istnieniu, ale mają tam słodkie kozy i owce.

miła owca
Na miejscu mieliśmy 45 minut, a następnie jechaliśmy do zoo. Zoo bardzo mi się podobało, jest bardzo ładnym miejscem do spacerowania. Zwierzęta mają bardzo zadbane wybiegi i widać, że pracownicy o nie dbają. Nie jestem fanką zoo, bo zazwyczaj można zobaczyć, że zwierzęta nie są szczęśliwe w tym miejscu. 


To zoo prowadzi wiele akcji ratujących zwierzęta, więc to doceniam. Po 2 godzinach pojechaliśmy do pizzerii, w której nic nie zjadłam (ciężkie prawie wegańskie życie). Poznałam tam dwie dziewczyny z którymi w sumie nie utrzymuje kontaktu, ale witamy się na korytarzu. Do szkoły dotarliśmy równo o 14.35, czyli o porze w której dzwoni dzwonek kończący lekcje. Zaskoczyło mnie to, jak zaplanowana była każda minuta wycieczki, musieliśmy dotrzeć do szkoły, tak by wszyscy zdążyli na swoje autobusy do domu. 

W piątek rano odbyło się kolejne pep rally. Kilka tygodni wcześniej moja host mama kupiła mi bluzę z logiem i w kolorach szkoły (czarny i złoty), więc bardzo się cieszyłam, że mogę ją w końcu założyć. Po przyjściu na salę gimnastyczną okazało się, że kolorem przewodnim tego pep rally był różowy :) 

W sobotę brałam udział w moim pierwszym wolontariacie. Zorganizowany był przy współpracy z klubem plastycznym, dlatego było na nim dużo osób z mojej szkoły. Tematem przewodnim było Halloween, odbywało się to w bardzo pięknym parku. Miejsce to podzielili na 11 stacji, tak by utworzyć "Trick or Treating Trial". Ja znajdowałam się na stacji trzeciej, na której dzieci musiały wysysać krew (wodę) ze zwierząt (z dzbanka z wodą z naklejką zwierzęcia xd) używając takich małych pompek. Moim zadaniem było rozdawanie cukierków za dobrze wykonane zadanie, był to dzień w którym wypowiedziałam słowa "You are welcome" najwięcej razy w całym życiu. Ogólnie bardzo mi się podobało, dostaliśmy darmowe jedzenie i mogłam popatrzeć na dzieci przebrane w szalone kostiumy (mój faworyt to dziewczynka przebrana za lodówkę).


W niedzielę odbywała się impreza Halloween'owa w domu mojej koordynatorki. Nie przyszło tak dużo osób jak myślałam, że przyjdzie i ogólnie było 2/10. Moja koordynatorka wydaję się być bardzo niemiła i popsuła mi humor, ale no cóż życie. Najlepszą częścią imprezy było chodzenie po domach tak zwane "Scavenger Hunt". Jest to zabawa polegająca na zbieraniu rzeczy z wcześniej utworzonej listy. Możecie poprosić ludzi o maksymalnie 3 rzeczy np. jabłko, spinacz do papieru, gazeta, grę wygrywa drużyna, która zbierze najwięcej rzeczy. Większość ludzi było bardzo miłych, ale zdarzali się też tacy, którzy mówili, że nie mają niczego w domu i zamykali nam drzwi przed nosem. Standardowo moja drużyna przegrała. 


Odbywał się również konkurs na najlepszy kostium, ja wygrałam w kategorii najbardziej oryginalny. Nie powiedziałabym, że przebranie się za "eleven" ze Stranger Things jest oryginalne, ale przejdzie.


Od lewej: Dasha, Gwenda, Ja i Katja
wykrawaliśmy(?) też dynie
W (kolejną) środę pisaliśmy preSAT, są to (próbne) testy, które wymagane są do dostania się do Collage'u. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji z mojej strony. Testy te pisałam w budynku mojej szkoły o którego istnieniu nie miałam pojęcia, prosiłam wszystkich moich znajomych o pokazanie mi drogi jak tam dojść. Abelardo narysował mi nawet mapę, a ostatecznie po prostu mnie tam zaprowadził. Po przyjściu do sali okazało się, że nie ma mnie na listach (po czym magicznie się na nich pojawiłam). Pani w mojej sali nie była za bardzo poradna i bardzo mnie irytowała. Po dostaniu akrusza z zadaniami, zobaczyłam, że nadal jestem uważana za 9 klasę. Dobrze, że ktokolwiek z mojej szkoły mnie o tym poinformował i dobrze, że moja organizacja nadal tego nie załatwiła XD Teraz się śmieję, ale nie przyjmą mnie do polskiego liceum, jeśli zobaczą, że przez ten rok powtarzałam 9 klasę (ukończyłam ją rok temu w Polsce). Lunch spędziłam w tym samym budynku, jak się później okazało, w budynku w którym lekcje mają wszystkie osoby, które mówią po hiszpańsku, ale nie mówią po angielsku. Także jak się pewnie domyślacie, było to idealne miejsce dla mnie, ponieważ mój hiszpański jest doskonały. Było to najbardziej niezręczne 45 minut w tym tygodniu, ponieważ nie mogliśmy mieć przy sobie telefonów. Na szczęście siedzenie w ciszy, wśród 400 osób mówiących tylko po hiszpańsku to moje ulubione zajęcie, więc nie było tak źle.

Instagram: donau_

Copyright © 2016 Houston, mamy problem , Blogger