17:37

Pierwszy miesiąc w Stanach

Pierwszy miesiąc w Stanach

Nie mogę uwierzyć, że minął już (ponad) miesiąc odkąd tu przyjechałam. Naprawdę nie wierzę, że to się dzieje, a czas ucieka mi przez palce. Nie wyobrażam sobie powrotu do Polski i naprawdę nie chce wracać do polskiej szkoły. 

Chciałam podsumować ten pierwszy miesiąc i napisać o rzeczach o których nie napisałam w poprzednich postach. 

Co zaskoczyło mnie w USA?
Nie będę mówić tu o wielkich, drogach, samochodach i opakowaniach w sklepach, ponieważ na to byłam przygotowana. Interesuje się Stanami na tyle długo, że już przed przyjazdem wiedziałam o tych rzeczach, dlatego teraz nie robią na mnie wrażenia. Jednak ku mojemu zdziwieniu znalazło się kilka naprawdę zaskakujących dla mnie rzeczy:

  • Szalone reklamy prawników w telewizji - nie wiem czy kiedykolwiek je widzieliście, ale one naprawdę istnieją!! Nie wiem skąd o nich wiedziałam przed przyjazdem tutaj, najprawdopodobniej widziałam je w jakichś amerykańskich serialach. Są to reklamy w których prawnik stoi, wskazuje na Was palcem i krzyczy, że macie skorzystać z jego usługi, na ekranie pojawiają się jakieś ceny i inne informacje. Nie umiem tego wyjaśnić, ale zaśmiałam się gdy zobaczyłam jedną w telewizji. Nie znalazłam dobrego przykładu na YouTube, ale może to da Wam jakiś obraz tego o co mi chodzi -> #link
  • Jak już jesteśmy przy reklamach, to w stanach mają najgłupsze reklamy telewizyjne (zwłaszcza na programach dla dzieci) jakie w życiu widziałam. Są to reklamy od których dosłownie giną Wam szare komórki w mózgu. Jeśli myślicie, że reklamy na Polsacie są złe, zapraszam do obejrzenia tych amerykańskich. 
  • Chłopcy z opuszczonymi spodniami - kojarzycie ten trend sprzed kilku lat, na noszenie spodni bardzo nisko, tak żeby wystawała Wam spod nich bielizna? LUDZIE NADAL TO ROBIĄ!! Codziennie w szkole muszę na to patrzeć i to wcale nie tak, że jeden chłopiec w całej szkole tak się ubiera. Co 3 chłopak w mojej szkole, właśnie tak nosi spodnie i wierzcie mi lub nie, ale naprawdę wolałabym tego nie widzieć. 
  • Praktycznie wszyscy w moim wieku pracują. Mają rożne powody, niektórzy pracują by mieć własne pieniądze, zarabiają na studia, muszą płacić swoją cześć rachunków, albo nawet płacić za mieszkanie u swoich rodziców. Jeśli jesteście ciekawi jakie są zarobki takich osób, to z tego co się dowiedziałam w sklepie odzieżowym zarabia się ok. 100$ na tydzień. W wieku 16 lat możecie podjąć się praktycznie każdej pracy, jedynym problemem jest to, że zarabiać będziecie mniej niż dorośli pracownicy. Jest tu wiele możliwości, nie tak jak w Polsce, gdzie osoby niepełnoletnie, mają dosyć ograniczony wybór.
  • Nikt tutaj nie wygląda na swój wiek- są freshman(i) <9 klasa>, którzy wyglądają jakby mieli 35 lat, żonę i dziecko w drodze. Są seniorzy którzy wyglądają na 11 lat, a tak naprawdę mają prawie 20. + jest tu bardzo dużo niskich osób. 
  • Tatuaże - z tego co powiedział mi Sina (chłopak z Iranu), tatuaż tu można zrobić od 14 roku życia. Teoretycznie potrzebna jest zgoda rodzica, a w praktyce nie zawsze tego przestrzegają. Sina ma tatuaż o którego zrobieniu rodzice dowiedzieli się dopiero po fakcie. 
  • Temperatury- myślałam, że jestem na to przygotowana, ale na to nie da się przygotować. Pierwsze o czym pomyślałam po otrzymaniu placementu to te okropnie wysokie temperatury. Nie znoszę dobrze upałów, a tym bardziej z tak dużą wilgotnością w powietrzu. Teraz stwierdzam, że powinnam była bardziej martwić się zimnem. Wszędzie jest okropnie zimno, w szkole ludzie noszą kurtki, a ja nawet w sklepie nie wytrzymuje tak niskich temperatur. Oczywiście w każdym napoju macie mnóstwo lodu, a w samochodzie klimatyzacje. Wiedziałam o tym przed przyjazdem, ale żeby tego doświadczyć, trzeba poczuć to na własnej skórze (dosłownie). 
  • Brak kultury- to duże słowa, ale nie wiem jak to inaczej ująć. Chodzi mi głownie o to, że uczniowie nie okazują szacunku do nauczycieli. Gdy wchodzą do klasy nikt nie mówi dzień dobry, a jak się spóźnią to nikt nie przeprasza. Wiadomo, że jest to różnica kulturowa i pewnie odczuwam to tak, tylko dlatego, że w Polsce bardzo się tego przestrzega. W polskiej szkole kilka razy zostałam okrzyczana przez to, że nie powiedziałam dzień dobry, albo się spóźniłam. Mi pasuje fakt, że nie muszę wstawać na każdej lekcji i mówić dzień dobry, ale i ciężko się do tego przyzwyczaić.  
  • Paczki- gdy zamawiacie coś przez internet kurierzy zostawiają to po prostu przed Waszymi drzwiami. Zamówiłam kredki i nie było nas w domu przez 2 dni, po przyjeździe paczkę z nimi znalazłam przy drzwiach wejściowych. Oczywiście moja pierwsza myśl typowego polaka, jak to możliwe, że nikt ich nie ukradł?

Najgłupsze pytania o Polsce które usłyszałam w tym miesiącu: 
Czy mamy zorze polarne? - byłoby miło, gdyby w Polsce rzeczywiście byłyby zorze polarne..
Czy w Polsce mamy piratów?
Czy w Polsce mamy wikingów? - oba pytania zadane przez Ayle, ale wydały mi się one bardzo zabawne
Czy Polska to części Francji?
Czy mam męża? - usłyszałam to pytanie, po tym jak powiedziałam, że jestem z Polski. Dziewczyna zrozumiała, że przyjechałam tu do mojego męża.
Czy Polska to gdzieś w Nowym Orleanie? 
Czy w Polsce mówicie po angielsku? 
Czy w Polsce jest zimno? - najczęściej zadawane mi pytanie, na które nigdy nie wiem jak odpowiedzieć. Zazwyczaj mówię, że zależy od pory roku, ale nie jest tak ciepło jak w Teksasie.

  




















     
amerykański plac zabaw
   
moja szkoła
Katja i ja na naszej pierwszej w życiu grze footballu amerykańskiego
Galveston
basen host rodziny Katji, pływaliśmy w nim na sleepover
w Houston jest maaasa murali
ja kiedy pomyślę o moim życiu (bo wiecie moje życie to żart)

ja i David układając domino na lunchu, chyba usiadłam z najdziwniejszymi ludźmi w całej szkole

byliśmy w azjatyckim sklepie, ten smak kit katów jest obrzydliwy (czuję się oszukana przez Krzysztofa Gonciarza)


babeczki na baby shower 


Fine Arts Museum
Kennedy Space Center
kosmiczne jedzenie



instagram: donau_

14:54

Tydzień narzekania, czyli o złośliwości rzeczy martwych (i nie tylko)

Tydzień narzekania, czyli o złośliwości rzeczy martwych (i nie tylko)
Wszystko zaczęło się od poniedziałku, w którym do szkoły przyszłam o 6.30. Na pierwszej lekcji miałam mieć test z biologii, dlatego chciałam się na niego trochę pouczyć. Nic nie umiałam i strasznie się tym stresowałam, a okazało się, że testu nie ma, bo nauczyciel ma problemy rodzinne i nie będzie go szkole przez tydzień. Z jednej strony dobrze, a z drugiej to przepadł nam cały tydzień biologii. Pewnie i tak będziemy musieli napisać ten test w następnym tygodniu, więc będę wiedzieć jeszcze mniej, niż wiedziałam wtedy. Pierwsza lekcja zawsze strasznie mi się dłuży, ale po niej wszystkie lekcje upływają mi bardzo szybko. Tego dnia okazało się, że nie ma też nauczycielki od angielskiego, dlatego mieliśmy zastępstwo  z innym nauczycielem. Na matematyce zaczęliśmy temat, którego w ogóle nie rozumiem i którego nikt nie umie mi wytłumaczyć. Na ostatniej lekcji tego dnia, miałam laboratorium z forensics. Było to nasze pierwsze laboratorium, które polegało na nauczeniu się szukania dowodów. Nie było to przyjemne doświadczenie, składało się z 9 stacji, a na każdej były bardzo obrzydliwe rzeczy. Podane mieliśmy informacje o tym kiedy znaleziono ciało, imię oraz wiek ofiary, na podstawie tego oraz dowodów znalezionych na stacjach mieliśmy ustalić co się stało. Nie było to łatwe zadanie (zwłaszcza kiedy mieliście taka okropna grupę jak ja), gdzieś w połowie prawie zwymiotowałam bo nie mogłam wytrzymać tego zapachu. Po przyjściu do domu musiałam wziąć prysznic 2 razy, żeby go z siebie zmyć. Poniedziałek nie był taki okropny, ale to był dopiero początek mojej serii niefortunnych zdarzeń (vol.2).  

podczas laboratorium musieliśmy robić notatki, nie patrzcie na mój angielski bo to jest jakiś żart, ale nie znam słownictwa związanego ze zbrodniami xd

Nie pamiętam co działo się, we wtorek, ale pewnie też coś okropnego. W środę dowiedziałam się, że Sina (chłopak z Iranu) zmienił plan lekcji, więc nie mamy już żadnej klasy razem. Strasznie mnie to zirytowało, bo była to jedyna osoba którą znałam na historii + wszyscy poza nim na tej lekcji mówią po hiszpańsku. Tutaj wszyscy mówią po hiszpańsku i nie przeszkadzało by mi to w ogóle, ale to w jakich sytuacjach mówią jest po prostu nieuprzejme. Na angielskim mamy stoliki 3 osobowe, 2 dziewczyny rozmawiają ze sobą cały czas po hiszpańsku dlatego, ja zadania grupowe muszę robić sama. To nie jedyna taka sytuacja, bo gdzie nie pójdę ludzie rozmawiają przy mnie po hiszpańsku. Rozumiem, że angielski to nie ich pierwszy język i tak jest im łatwiej, ale (niespodzianka) angielski również nie jest moim pierwszym angielskim, a staram się w nim porozumiewać. Jak słyszę, że ktoś mieszka tu 8 lat i nie mówi po angielsku, to zastanawia mnie to jak on w ogóle żyje w tym kraju. Mi nauka angielskiego zajęła 9 lat, a nawet nie mieszkałam w kraju angielsko-języcznym. Może przesadzam i nie powinnam oceniać tak ludzi, ale czuję się tak jak oni by się czuli gdybym zaczęła mówić do nich po polsku. Żałuję, że nie wzięłam sobie lekcji hiszpańskiego, bo pewnie mogłabym powiedzieć do nich więcej niż hola amigo xd W środę na angielskim jako pracę domową mieliśmy zrobić "literary devices book", na każdej stronie miała być nazwa (np. onomatopeja), przykład w zdaniu oraz rysunek. Byłoby nawet miło gdyby nie to, że mieliśmy zrobić 22 takie strony na następny dzień. Robiłam tą książkę odkąd wróciłam ze szkoły do pierwszej w nocy, a następnego dnia wstawałam o 5 :) Tego dnia byłam bardzo zła (co za nowość), bo po szkole zamiast do domu pojechaliśmy do dentysty Ayli oraz do sklepu. Do domu przyszłam dopiero o 17, po czym Sara poprosiła mnie o rozpakowywanie 50 opakowań ciasta do babeczek, przepakowanie ich do innych pudełek i podpisanie każdego z nich. Więc tak o to zeszło mi się do 18(19?). To był (nie)miły wieczór. 

Literary Devices Book, robiłam to nawet czekając u dentysty 

W czwartek rano zgubiłam moje szkolne ID (dostałam je jakiś tydzień wcześniej, więc możecie mi pogratulować). ID dostaję się za darmo, jeśli się je zgubi to za nowe zapłacić 5 dolarów. Nie jest to dużo, ale problem polegał na tym, że ja nawet nie wiedziałam gdzie mogę kupić nowe. W szkole niby trzeba mieć je cały czas na wierzchu, tak żeby wiedzieli, że jesteście uczniami tej placówki. Nikt nie sprawdza czy je macie (oprócz pani od matematyki), za to koniecznie musicie pamiętać numer swojego ID. Jest on Wam potrzebny do logowania się do szkolnych komputerów, do lunchu i do innych rzeczy związanych ze szkołą. Jeśli natomiast nie macie swojego ID, powinniście udać się do jednego z biur w szkole po tymczasowe ID, koszt to 50 centów i dają wam je w formie naklejki. W czwartek chodziłam bez ID, natomiast w piątek zapłaciłam za naklejkę. 

moje ID, wiem, że bardzo pięknie wyglądam xd
Nie byłabym sobą gdybym nie popłakała się z tego powodu, więc tak też się stało (gdybyście się zastanawiali to moim ulubionym zajęciem jest płakanie i wprowadzanie ludzi w niezręczne sytuacje). Popłakałam się na plastyce, bo nic mi tego dnia nie wychodziło, na szczęście moja nauczycielka jest bardzo kochana (dużo innych osób w tej klasie też jest kochanych) i wypisała mi przepustkę, żebym mogła pójść i załatwić nowe ID. Poszła ze mną jedna strasznie miła dziewczyna i pokazała mi drogę do biura w którym mogę to zrobić. Tam powiedzieli mi, że jeśli je zgubiłam, to w ciągu tygodnia ktoś powinien mi przynieść je do klasy, a jeśli tak się nie stanie, to dopiero wtedy powinnam wyrobić sobie nowe. Trochę mnie to uspokoiło, ale w dalszym ciągu chciało mi się płakać i było mi smutno. Chyba było widać, że jestem w rozpaczy bo nawet nauczycielka od kryminologii zapytała się czy wszystko jest ze mną ok. W piątek po szkole miałam spotkać się z Katya (nauczyłam się poprawnie pisać jej imię woah), a host mama miała dostarczyć tort do jakiegoś miejsca oddalonego o 45 minut od naszego domu. Ja szkołę kończę o 14.35, w domu zazwyczaj jesteśmy o 15, umówiona byłam na 16.20. Nie chciałam iść na to spotkanie w ubraniach w których byłam w szkole i liczyłam na to, że wrócę do domu i na spokojnie wezmę prysznic, przebiorę się i coś zjem. Host mama powiedziała, że mamy 2 opcje, albo wejdę do domu na 3 minuty by się przebrać, albo pojadę w ubraniach ze szkoły. Byłam zła bo moja host rodzina zawsze stawia mnie przed faktem dokonanym i informuje mnie o swoich planach 3 minuty przed ich aktualnym wydarzeniem się. Pojechaliśmy do domu, szybko się przebrałam, ogarnęłam moje życie i wyjechaliśmy dostarczyć tort. Tego dnia mój brat miał urodziny, więc w samochodzie zadzwoniłam do mojej rodziny w Polsce. Tort dostarczaliśmy na jakieś strasznie bogate osiedle, ponieważ przy bramie wjazdowej zrobili nam bardzo porządną kontrole samochodu. Spisali numery rejestracji, markę i kolor samochodu, oraz poprosili o prawo jazdy. To osiedle było przy polu golfowym, a to bardzo podnosi wartość domów. Koniec końców zdążyliśmy na spotkanie, umówione byłyśmy we francuskiej kawiarni, niedaleko szkoły Katyi. Kupiłam tam sok pomarańczowy za 3 dolary (mój portfel płakał), było tam też darmowe świeże pieczywo i ich własne dżemy. W kawiarni spędziłyśmy około półtorej godziny, po czym razem z host rodziną Katyi pojechaliśmy do meksykańskiej restauracji. Nie mieli tam zbyt wielu wegańskich opcji, dlatego zjadłam sałatkę. Host tata Katyi odpowiedział nam dużo ciekawych rzeczy z jego przeszłości, dowiedziałam się, że urodził się w Ukrainie, mieszkał przez chwilę w Polsce (za każdym razem jak się widzimy mówi mi Dzień Dobry xd), w Niemczech, Australii, Kanadzie i teraz mieszka w Stanach. Jej host rodzina wydaję się być bardzo miła, mają też drugiego Exchange Studenta z Brazylii, który przylatywał do nich dzień po naszym spotkaniu. W mojej organizacji (Greenheart) bez placementu zostało 60 osób, więc do pierwszego września musieli znaleźć wszystkim rodziny. Host rodzina Katyi miała jeden wolny pokój w domu i zdecydowali się na wzięcie kolejnej osoby. Host Rodzice Katyi zapłacili za moją sałatkę (bardzo miłe z ich strony) i pojechaliśmy do Bed Bath & Beyond, ponieważ tam była moja Host Rodzina. Tego dnia w naszym domu zepsuła się klimatyzacja i nikt (oprócz mnie) nie mógł wytrzymać w domu, dlatego pojechali kupić klimatyzator i zjeść kolację. Drugą kolację tego dnia zjedliśmy w mongolskiej restauracji. Dla mnie niesamowite jest to jak różnorodna jest Ameryka, jednego dnia mogę jeść w meksykańskiej restauracji z moją znajomą z Ukrainy, godzinę później być w mongolskiej restauracji, a na drugi dzień we włoskiej. Czegoś takiego nigdy nie doświadczyłam w Polsce. 

Katya i ja przed Bed Bath & Beyond, znowu bardzo pięknie wyglądam

inne rzeczy, których nie opisałam powyżej, a na które chciałam ponarzekać:
  • z mojej pracy domowej z angielskiego dostałam 99% i jestem na to bardzo wkurzona, bo naprawdę się starałam i włożyłam w to dużo wysiłku, a jak myślę, że brakowało mi jednego punktu do maksymalnej oceny to nie wiem czy się śmiać, czy płakać
  • z testu z biologii dostałam 76% i byłam z siebie bardzo dumna i szczęśliwa, po czym dowiedziałam się od mojej Host Rodziny, że żeby zdać test muszę mieć 70%, więc mój wynik jest bardzo słaby
  • mój doradca powiedział mi, że ZNOWU zgubili wszystkie moje dokumenty i najprawdopodobniej cofną mnie do 9 klasy, bo nie mogą dać mi kredytów za przedmioty. Nie mogą cofnąć mnie do 9 klasy, ponieważ tę klasę skończyłam już w Polsce (3 gimnazjum) i jeśli to zrobią, po powrocie nie mogę wrócić do 2 klasy liceum. Jestem pierwszym Exchange Studentem w historii tej szkoły i nikt nie wie, co ze mną zrobić (a oczekują ode mnie, że ja wiem co oni mają zrobić). Sprawą zajmuję się mój lokalny koordynator i jeśli mam być szczerza to nie wiem co z tego wyniknie. 
  • w sobotę byłam w Kennedy Space Center (o tym w kolejnym poście) i będąc w sklepie z pamiątkami, niechcący zbiłam kubek,  ja nie nadaję się do życia naprawdę
Od teraz postaram się pisać częściej, ostatnio tyle złych rzeczy się działo, że nie chciałam pisać niczego pod wpływem emocji (chociaż może powinnam była, bo teraz nie pamiętam co dokładnie się działo xd). W zeszłym tygodniu minął, miesiąc od mojego przyjazdu i następny post, będzie właśnie o tym.

instagram: @donau_ 


07:50

Komplikacje w szkole, wspinaczka i kino

Komplikacje w szkole, wspinaczka i kino

Zacznę od tego, że w zeszłym tygodniu przez 3 dni była szansa na zmienienie przedmiotów. Ja bardzo chciałam pozbyć się z mojego planu Art Photography. Ten przedmiot okazał się być ultra nudny i już po jednej lekcji wiedziałam, że nie chcę zostać w tej klasie. Żeby zmienić przedmiot musiałam stanąć w ogromnej kolejce podczas lunchu, tam dali mi formularz do wypełnienia. Napisałam, że chcę zmienić Photography na Digital Design & ilustration (bo chciałam) i następnego dnia rano oddałam formularz jednej z pań pracujących w szkole. Myślałam, że wszystko załatwione, ale moja szkoła jak zwykle chciała mi uprzykrzyć życie. Następnego dnia przyszłam do szkoły jak gdyby nigdy nic, siedziałam sobie na mojej znienawidzonej Photography, gdy do klasy przyszła moja nauczycielka od Art Drawing i zapytała czemu nie jestem już w jej klasie. Ja nie wiedziałam o co chodzi, lubię jej klasę i w życiu bym jej nie zmieniła. Zabrała mnie do swojej sali i na komputerze pokazała mi, że zamiast jej klasy mam Digital Design & Ilutration. Co więcej zmienili mi w s z y s t k i e lekcje, oprócz Photography. Lekcje miałam te same, ale kolejność była zupełnie inna. Jak się pewnie orientujecie w stanach każdą klasę ma się z innymi ludźmi, dlatego po zmianie planu nie spotkałabym się z moimi znajomymi. Powiedziałam jej, że nie chciałam zmieniać jej klasy (ani żadnej innej, oprócz fotografii) i zapytałam czy mogłaby wysłać maila do mojej counselor z pytaniem dlaczego zmienili mi klasy. Moją następna lekcją był angielski, na którym zapytałam nauczycielki czy mogę iść porozmawiać z moim "doradcom" w sprawie zmiany planu, powiedziała, że mogę to zrobić na przerwie. Wszystko fajnie, gdyby nie to, że przerwy trwają 6 minut, a następną klasę miałam na drugim końcu szkoły. Z pomocą przyszedł mi chłopiec w żółtej kamizelce, którego zadaniem jest przynosić do klas przepustki dla uczniów. Okazało się, że moja counselor wezwała mnie do siebie, więc mogłam opuścić klasę. Gdy szlam do jej gabinetu spotkałam w szkole jakichś żołnierzy, wiedziałam, że moja szkoła ma własny departament policji ale nie byłam świadoma ze mamy też żołnierzy XD Myślałam, że będą chcieli sprawdzić moje ID albo przepustkę, ale oni po prostu rozstąpili się przede mną (niczym morze czerwone) i mogłam przejść dalej. W jej gabinecie było już kilka osób (w tym jedna dziewczyna w moim wieku i w ciąży), więc musiałam chwilę poczekać. Podczas rozmowy ze mną moja counselor była bardzo poirytowana i chyba miała mnie 
dość. Okazało się, że w klasie którą chciałam wziąć zamiast fotografii nie było miejsc, więc została mi opcja zamienienia tej lekcji na wf. Nie wyobrażam sobie mieć codziennie na drugiej lekcji wf'u, więc podziękowałam i powiedziałam, że wolałabym wrócić do starego planu. Później do końca lekcji żałowałam, że jednak nie zmieniłam mojego planu. Drugiego dnia, gdy na Photography znów robiliśmy zupełnie nieprzydatne rzeczy, stwierdziłam, że muszę zmienić tę klasę. Mojej counselor nigdy nie było w biurze, więc nie miałam jak do niej pójść. Na art żaliłam się mojej nauczycielce, która wysłała maila do mojej counselor o zmianę przedmiotu. Na następnej lekcji do klasy przyszedł chłopiec w żółtej kamizelce i wręczył mi mój nowy plan lekcji. Świat potrzebuje więcej chłopców w żółtych kamizelkach, którzy potrafią uratować Was w każdej sytuacji (czyli przynieść kartkę papieru do klasy XD). Mój plan lekcji wygląda tak samo, jedyne co się zmieniło to zamiast Photography mam Art Painting. Trochę byłam przerażona bo nie umiem (i nie lubię) malować, ale to i tak lepsze niż ta nieszczęsna fotografia. Spędziłam już prawie tydzień w tej klasie i na razie wszystko jest okej. Nauczycielka jest bardzo miła i pomocna (a do tego kumpluję się z moją drugą nauczycielką od rysowania). 

mój skończony rysunek z  Art Drawing
mieliśmy narysować dłonie za pomocą linii, to się jakoś specjalistycznie nazywa, ale ja nie pamiętam
przez ten tydzień robiliśmy okładki do naszych sketchbooków (które z resztą sami też zrobiliśmy), ja jeszcze nie skończyłam także nie sugerujcie się tym jak to wygląda

W piątek po szkole pojechaliśmy z Sarą i Aylą na wspinaczkę. Ostatni tydzień byłam bardzo zła i zmęczona, dlatego nie bardzo uśmiechała mi się wizja wspinania się po 8 godzinach w szkole. Do domu przyjechaliśmy dosłownie na 5 minut, zdążyłam się przebrać, związać włosy i już musieliśmy wychodzić. Droga do miejsca naszej wspinaczki zajęła nam około 40 minut, a w czasie jazdy narzekałam na to jak bardzo nienawidzę nauczycieli w Polsce. Dotarliśmy tam około 16. Sara ma znajomego, który pracuje w tym centrum wspinaczki, dlatego za nic nie musieliśmy płacić. Wspinanie zaczęliśmy od tego bez zabezpieczenia, są to "małe" ścianki na, których możecie wypróbować swoją wytrzymałość. Przez 20 minut próbowałam wejść na jedną ściankę (byłam bliska rozpaczy), a gdy już na nią weszłam- nie umiałam z niej zejść. Kolejne kilka minut przepuszczałam ludzi by szli pierwsi. Podłoga jest taka, że jak spadniecie to nic nie powinno Wam się stać, ale wizja upadku i złamania ręki (zwłaszcza jak mam 2 klasydziennie związane z rysowaniem) mnie przerażała. Gdy w końcu udało mi się zejść, przeszliśmy do ścianek wspinaczkowych na których macie zabezpieczenie. Te podobały mi się o wiele bardziej, chociaż z samego wspinania moją ulubioną częścią było zjeżdżanie w dół XD Nadal mi głupio, że ośmioletnia Ayla wspinała się na wyższe i trudniejsze ścianki niż ja, ale nie mogłam się przełamać do wybierania trudniejszych tras. 

Ayla na jakiejś okropnie trudnej trasie

te szare ścianki, to te z których nie umiałam zejść
kompromitujący filmik dokumentujący, jak wspinam się po ściance dla 5 latków

Pewnie tam kiedyś wrócimy, więc mam nadzieję, że z każdym razem będzie lepiej. Przed 20 wyszliśmy z tego miejsca i udaliśmy się do kina. Przed seansem wstąpiliśmy do Burger Kinga na wegańskie(!!) hamburgery, które przemyciliśmy na salę kinową. Kupiliśmy też ogromny popcorn, lemoniadę oraz cukierki. Gdyby kogoś to interesowało to bilet do kina kosztował 9$ i nie ja za niego płaciłam. Jedynym filmem jaki wtedy grali był Hotel Transylwania 3, nie był to film, który koniecznie chciałam zobaczyć, ale był ok. Planowaliśmy iść na nowego Kubusia Puchatka, ale wszyscy byśmy płakali, więc zrezygnowaliśmy. Co mnie zdziwiło w amerykańskim kinie to:
  1.  fotele są ultra wygodne, możecie regulować ich nachylenie (nachylają się prawie do tego stopnia, że możecie leżeć i oglądać film)
  2.  sale kinowe są dosyć małe (a przynajmniej w tym kinie w którym byłam ja)
  3.  ludzie się inaczej zachowują, śmieją się na głos i komentują, można to zaliczyć jako plus i minus.
 Po kinie pojechaliśmy prosto do domu, byłam tak zmęczona, że nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Chociaż tego dnia byłam naprawdę zmęczona i po szkole gotowa byłam po prostu wrócić do domu i posiedzieć w pokoju, zamiast gdzieś wychodzić, to ten dzień był naprawdę miły. Nadal mam problemy z wychodzeniem z mojej strefy komfortu i z robieniem rzeczy na które nie mam ochoty, ale wiem, że muszę korzystać z okazji które tu dostaje. 
Całą sobotę spędziłam w domu, w teorii miałam uczyć się na test z biologii, który miał być w poniedziałek. Oczywiście tego nie zrobiłam i dzień spędziłam na oglądaniu YouTube'a. Ok. 18 zasnęłam i obudziłam się o 7 rano następnego dnia. Byłam bardzo zła, bo nawet nie zjadłam kolacji z hostami i czułam, że zmarnowałam ten dzień. Po 13 godzinach snu, nadal byłam zmęczona (ja całe życie jestem zmęczona), ale niedziela nie miała być tak intensywna. Nie miała być, a jednak była bo ok. 10 pojechaliśmy do szpitala w którym leżała siostra Host Mamy. W sobotę źle się czuła i hostka była z nią w szpitalu, a następnego dnia powiedzieli, że mogą ją już wypisać, więc musieliśmy po nią przyjechać. O tym, że w ogóle gdzieś jedziemy dowiedziałam się na 5 minut przed wyjazdem (co za nowość), 2 minuty wcześniej umyłam włosy, byłam w piżamie i chciałam wziąć prysznic. Więc w 5 minut musiałam ogarnąć całe życie, oczywiście pogubiłam połowę rzeczy po drodze, na przykład zapomniałam zabrać ze sobą moich notatek do biologii, więc nie mogłam się uczyć po drodze. Do szpitala jechało się około godzinę, a w samym szpitalu spędziliśmy 4 godziny czekając na wypis. Był to szpital metodystów, było w nim wszystko (mieli nawet własnego Starbucksa), sale szpitalne wyglądały jak zwykle pokoje, mieli wygodne łóżka, telewizory i kanapę dla odwiedzających. Po 4 godzinach czekania, siostra host mamy dostała wypis i mogliśmy pojechać ją odwieźć do domu. Mieszka po przeciwnej stronie miasta, dlatego podróż powrotna zajęła nam okropnie długo. Do domu przyszliśmy na dosłownie godzinę, zdążyłam się przebrać i ruszaliśmy na spotkanie Greenhearta. Spotkanie to odbywało się w parku przy Natural Science Museum, to było bardzo złe miejsce na spotkanie bo tego dnia było okropnie gorąco. Tu codziennie jest okropnie gorąco i dlatego nikt nie spędza czasu na dworze. Po przyjściu na spotkanie poznałam 3 dziewczyny, Gwenda z Niemiec, Katja (nie mam pojęcia jak to napisać, ale tak mniej więcej się wymawia) z Ukrainy i Dasha (?) też w Ukrainy. Dziewczyny z ukrainy są z flexa, a jak kiedykolwiek czytaliście moje posty to wiecie, że nadal rozpaczam po nie dostaniu się na ten program XD. Na spotkaniu byli ludzie z Włoch, Brazylii, Niemiec, Japonii (i innych części Azji ale nie pamiętam skąd dokładnie), z Ukrainy i uwaga, uwaga..... nie byłam jedyną osobą z Polski!!

od lewej: Katerina (Katja) z Ukrainy, dziewczyna z Brazylii, Włoch, z Azji i z krajów których nie pamiętam, David z Włoch, Ja, Adrian z Polski, dziewczyna która nie pamiętam skąd jest, Gwenda z Niemiec, Dasha z Ukrainy
 Na spotkanie przyszedł Adrian, właściwie w ogóle nie rozmawialiśmy, bo nie było czasu, ale miło było zamienić 3 słowa w ojczystym języku. Na spotkaniu obowiązywał język angielski, ale ludzie z Włoch i tak cały czas rozmawiali po włosku. Omawiane były dokładnie te same rzeczy, które omawiane są na spotkaniu przed wyjazdem w Waszym biurze podróży. Dla mnie to było bez sensu i wolałbym już, żeby zrobili coś, żeby nas zapoznać i zająć nam czas, no ale rozumiem, że musieliśmy to zrobić. Nasze następne spotkanie będzie jakoś w okresie Halloween, a później na święta. Po spotkaniu dużo osób po prostu poszło do domu, ja wzięłam instagramy do dziewczyn które poznałam i okazało się ze Katja mieszka 9 minut ode mnie! Katja jest ultra miła i co zabawne jak nie znam jakiegoś słowa po angielsku, to mogę powiedzieć jej to po polsku i w 90% przypadkach zrozumie o co mi chodzi. Gdy to piszę jestem już po spotkaniu z nią, dziś (31/08) nie pamiętałam słowa czajnik, powiedziałam jej to po polsku i okazało się, że w języku ukraińskim to słowo brzmi tak samo. 

W poniedziałek okazało się, że nie miałam testu z biologii, bo nauczyciel nie przyszedł do szkoły, ale następny post będzie o tym jaki okropny był dla mnie ten tydzień (27-31/08). Przyszykujcie się na dużo narzekania...

instagram: @donau_


Copyright © 2016 Houston, mamy problem , Blogger