Zacznę od tego, że w zeszłym tygodniu przez 3 dni była szansa na zmienienie przedmiotów. Ja bardzo chciałam pozbyć się z mojego planu Art Photography. Ten przedmiot okazał się być ultra nudny i już po jednej lekcji wiedziałam, że nie chcę zostać w tej klasie. Żeby zmienić przedmiot musiałam stanąć w ogromnej kolejce podczas lunchu, tam dali mi formularz do wypełnienia. Napisałam, że chcę zmienić Photography na Digital Design & ilustration (bo chciałam) i następnego dnia rano oddałam formularz jednej z pań pracujących w szkole. Myślałam, że wszystko załatwione, ale moja szkoła jak zwykle chciała mi uprzykrzyć życie. Następnego dnia przyszłam do szkoły jak gdyby nigdy nic, siedziałam sobie na mojej znienawidzonej Photography, gdy do klasy przyszła moja nauczycielka od Art Drawing i zapytała czemu nie jestem już w jej klasie. Ja nie wiedziałam o co chodzi, lubię jej klasę i w życiu bym jej nie zmieniła. Zabrała mnie do swojej sali i na komputerze pokazała mi, że zamiast jej klasy mam Digital Design & Ilutration. Co więcej zmienili mi w s z y s t k i e lekcje, oprócz Photography. Lekcje miałam te same, ale kolejność była zupełnie inna. Jak się pewnie orientujecie w stanach każdą klasę ma się z innymi ludźmi, dlatego po zmianie planu nie spotkałabym się z moimi znajomymi. Powiedziałam jej, że nie chciałam zmieniać jej klasy (ani żadnej innej, oprócz fotografii) i zapytałam czy mogłaby wysłać maila do mojej counselor z pytaniem dlaczego zmienili mi klasy. Moją następna lekcją był angielski, na którym zapytałam nauczycielki czy mogę iść porozmawiać z moim "doradcom" w sprawie zmiany planu, powiedziała, że mogę to zrobić na przerwie. Wszystko fajnie, gdyby nie to, że przerwy trwają 6 minut, a następną klasę miałam na drugim końcu szkoły. Z pomocą przyszedł mi chłopiec w żółtej kamizelce, którego zadaniem jest przynosić do klas przepustki dla uczniów. Okazało się, że moja counselor wezwała mnie do siebie, więc mogłam opuścić klasę. Gdy szlam do jej gabinetu spotkałam w szkole jakichś żołnierzy, wiedziałam, że moja szkoła ma własny departament policji ale nie byłam świadoma ze mamy też żołnierzy XD Myślałam, że będą chcieli sprawdzić moje ID albo przepustkę, ale oni po prostu rozstąpili się przede mną (niczym morze czerwone) i mogłam przejść dalej. W jej gabinecie było już kilka osób (w tym jedna dziewczyna w moim wieku i w ciąży), więc musiałam chwilę poczekać. Podczas rozmowy ze mną moja counselor była bardzo poirytowana i chyba miała mnie
dość. Okazało się, że w klasie którą chciałam wziąć zamiast fotografii nie było miejsc, więc została mi opcja zamienienia tej lekcji na wf. Nie wyobrażam sobie mieć codziennie na drugiej lekcji wf'u, więc podziękowałam i powiedziałam, że wolałabym wrócić do starego planu. Później do końca lekcji żałowałam, że jednak nie zmieniłam mojego planu. Drugiego dnia, gdy na Photography znów robiliśmy zupełnie nieprzydatne rzeczy, stwierdziłam, że muszę zmienić tę klasę. Mojej counselor nigdy nie było w biurze, więc nie miałam jak do niej pójść. Na art żaliłam się mojej nauczycielce, która wysłała maila do mojej counselor o zmianę przedmiotu. Na następnej lekcji do klasy przyszedł chłopiec w żółtej kamizelce i wręczył mi mój nowy plan lekcji. Świat potrzebuje więcej chłopców w żółtych kamizelkach, którzy potrafią uratować Was w każdej sytuacji (czyli przynieść kartkę papieru do klasy XD). Mój plan lekcji wygląda tak samo, jedyne co się zmieniło to zamiast Photography mam Art Painting. Trochę byłam przerażona bo nie umiem (i nie lubię) malować, ale to i tak lepsze niż ta nieszczęsna fotografia. Spędziłam już prawie tydzień w tej klasie i na razie wszystko jest okej. Nauczycielka jest bardzo miła i pomocna (a do tego kumpluję się z moją drugą nauczycielką od rysowania).
mój skończony rysunek z Art Drawing |
mieliśmy narysować dłonie za pomocą linii, to się jakoś specjalistycznie nazywa, ale ja nie pamiętam |
przez ten tydzień robiliśmy okładki do naszych sketchbooków (które z resztą sami też zrobiliśmy), ja jeszcze nie skończyłam także nie sugerujcie się tym jak to wygląda |
W piątek po szkole pojechaliśmy z Sarą i Aylą na wspinaczkę. Ostatni tydzień byłam bardzo zła i zmęczona, dlatego nie bardzo uśmiechała mi się wizja wspinania się po 8 godzinach w szkole. Do domu przyjechaliśmy dosłownie na 5 minut, zdążyłam się przebrać, związać włosy i już musieliśmy wychodzić. Droga do miejsca naszej wspinaczki zajęła nam około 40 minut, a w czasie jazdy narzekałam na to jak bardzo nienawidzę nauczycieli w Polsce. Dotarliśmy tam około 16. Sara ma znajomego, który pracuje w tym centrum wspinaczki, dlatego za nic nie musieliśmy płacić. Wspinanie zaczęliśmy od tego bez zabezpieczenia, są to "małe" ścianki na, których możecie wypróbować swoją wytrzymałość. Przez 20 minut próbowałam wejść na jedną ściankę (byłam bliska rozpaczy), a gdy już na nią weszłam- nie umiałam z niej zejść. Kolejne kilka minut przepuszczałam ludzi by szli pierwsi. Podłoga jest taka, że jak spadniecie to nic nie powinno Wam się stać, ale wizja upadku i złamania ręki (zwłaszcza jak mam 2 klasydziennie związane z rysowaniem) mnie przerażała. Gdy w końcu udało mi się zejść, przeszliśmy do ścianek wspinaczkowych na których macie zabezpieczenie. Te podobały mi się o wiele bardziej, chociaż z samego wspinania moją ulubioną częścią było zjeżdżanie w dół XD Nadal mi głupio, że ośmioletnia Ayla wspinała się na wyższe i trudniejsze ścianki niż ja, ale nie mogłam się przełamać do wybierania trudniejszych tras.
Ayla na jakiejś okropnie trudnej trasie |
te szare ścianki, to te z których nie umiałam zejść |
kompromitujący filmik dokumentujący, jak wspinam się po ściance dla 5 latków
Pewnie tam kiedyś wrócimy, więc mam nadzieję, że z każdym razem będzie lepiej. Przed 20 wyszliśmy z tego miejsca i udaliśmy się do kina. Przed seansem wstąpiliśmy do Burger Kinga na wegańskie(!!) hamburgery, które przemyciliśmy na salę kinową. Kupiliśmy też ogromny popcorn, lemoniadę oraz cukierki. Gdyby kogoś to interesowało to bilet do kina kosztował 9$ i nie ja za niego płaciłam. Jedynym filmem jaki wtedy grali był Hotel Transylwania 3, nie był to film, który koniecznie chciałam zobaczyć, ale był ok. Planowaliśmy iść na nowego Kubusia Puchatka, ale wszyscy byśmy płakali, więc zrezygnowaliśmy. Co mnie zdziwiło w amerykańskim kinie to:
- fotele są ultra wygodne, możecie regulować ich nachylenie (nachylają się prawie do tego stopnia, że możecie leżeć i oglądać film)
- sale kinowe są dosyć małe (a przynajmniej w tym kinie w którym byłam ja)
- ludzie się inaczej zachowują, śmieją się na głos i komentują, można to zaliczyć jako plus i minus.
Całą sobotę spędziłam w domu, w teorii miałam uczyć się na test z biologii, który miał być w poniedziałek. Oczywiście tego nie zrobiłam i dzień spędziłam na oglądaniu YouTube'a. Ok. 18 zasnęłam i obudziłam się o 7 rano następnego dnia. Byłam bardzo zła, bo nawet nie zjadłam kolacji z hostami i czułam, że zmarnowałam ten dzień. Po 13 godzinach snu, nadal byłam zmęczona (ja całe życie jestem zmęczona), ale niedziela nie miała być tak intensywna. Nie miała być, a jednak była bo ok. 10 pojechaliśmy do szpitala w którym leżała siostra Host Mamy. W sobotę źle się czuła i hostka była z nią w szpitalu, a następnego dnia powiedzieli, że mogą ją już wypisać, więc musieliśmy po nią przyjechać. O tym, że w ogóle gdzieś jedziemy dowiedziałam się na 5 minut przed wyjazdem (co za nowość), 2 minuty wcześniej umyłam włosy, byłam w piżamie i chciałam wziąć prysznic. Więc w 5 minut musiałam ogarnąć całe życie, oczywiście pogubiłam połowę rzeczy po drodze, na przykład zapomniałam zabrać ze sobą moich notatek do biologii, więc nie mogłam się uczyć po drodze. Do szpitala jechało się około godzinę, a w samym szpitalu spędziliśmy 4 godziny czekając na wypis. Był to szpital metodystów, było w nim wszystko (mieli nawet własnego Starbucksa), sale szpitalne wyglądały jak zwykle pokoje, mieli wygodne łóżka, telewizory i kanapę dla odwiedzających. Po 4 godzinach czekania, siostra host mamy dostała wypis i mogliśmy pojechać ją odwieźć do domu. Mieszka po przeciwnej stronie miasta, dlatego podróż powrotna zajęła nam okropnie długo. Do domu przyszliśmy na dosłownie godzinę, zdążyłam się przebrać i ruszaliśmy na spotkanie Greenhearta. Spotkanie to odbywało się w parku przy Natural Science Museum, to było bardzo złe miejsce na spotkanie bo tego dnia było okropnie gorąco. Tu codziennie jest okropnie gorąco i dlatego nikt nie spędza czasu na dworze. Po przyjściu na spotkanie poznałam 3 dziewczyny, Gwenda z Niemiec, Katja (nie mam pojęcia jak to napisać, ale tak mniej więcej się wymawia) z Ukrainy i Dasha (?) też w Ukrainy. Dziewczyny z ukrainy są z flexa, a jak kiedykolwiek czytaliście moje posty to wiecie, że nadal rozpaczam po nie dostaniu się na ten program XD. Na spotkaniu byli ludzie z Włoch, Brazylii, Niemiec, Japonii (i innych części Azji ale nie pamiętam skąd dokładnie), z Ukrainy i uwaga, uwaga..... nie byłam jedyną osobą z Polski!!
Na spotkanie przyszedł Adrian, właściwie w ogóle nie rozmawialiśmy, bo nie było czasu, ale miło było zamienić 3 słowa w ojczystym języku. Na spotkaniu obowiązywał język angielski, ale ludzie z Włoch i tak cały czas rozmawiali po włosku. Omawiane były dokładnie te same rzeczy, które omawiane są na spotkaniu przed wyjazdem w Waszym biurze podróży. Dla mnie to było bez sensu i wolałbym już, żeby zrobili coś, żeby nas zapoznać i zająć nam czas, no ale rozumiem, że musieliśmy to zrobić. Nasze następne spotkanie będzie jakoś w okresie Halloween, a później na święta. Po spotkaniu dużo osób po prostu poszło do domu, ja wzięłam instagramy do dziewczyn które poznałam i okazało się ze Katja mieszka 9 minut ode mnie! Katja jest ultra miła i co zabawne jak nie znam jakiegoś słowa po angielsku, to mogę powiedzieć jej to po polsku i w 90% przypadkach zrozumie o co mi chodzi. Gdy to piszę jestem już po spotkaniu z nią, dziś (31/08) nie pamiętałam słowa czajnik, powiedziałam jej to po polsku i okazało się, że w języku ukraińskim to słowo brzmi tak samo.
W poniedziałek okazało się, że nie miałam testu z biologii, bo nauczyciel nie przyszedł do szkoły, ale następny post będzie o tym jaki okropny był dla mnie ten tydzień (27-31/08). Przyszykujcie się na dużo narzekania...
instagram: @donau_
Niezłe przeboje masz w tej szkole, ale dobrze, że wszystko dobrze się skończyło ;) Też mam iść na ściankę, bo mój hbrat tam pracuje, no i wszyscy panowie z rodziny się wspinają, nawet jeżdżą na takie prawdziwe skałki się wspinać, a w domu jedna szafa to sam sprzęt do wspinaczki. Ojej, naprawdę taki okropny? Przykro mi to słyszeć, kolejny na pewno będzie lepszy ;)
OdpowiedzUsuńWooow, wspinanie się na prawdziwych ściankach musi być super (oczywiście prędzej bym umarła, niż na nie weszła). To był najgorszy tydzień odkąd tu przyjechałam, też mam nadzieję, że następny będzie lepszy....
UsuńUwielbiam Twoją rozmowe na filmiku z Aylą
OdpowiedzUsuńXDDDD Ayla aka mój osobisty motywator
UsuńTwoja host siostra jest przeurocza i to jak Cię motywowałaXD a tak ogólnie to cała sytacja ze szkoła jest naprawde nie w porządku i dobrze ze masz tak fajna ta jedna nauczycielkę
OdpowiedzUsuńLubię tą szkołe, ale to co tu się odwala czasami to żart. Cieżko tu cokolwiek załatwić i się z nimi dogadać. Nauczyciele są mniej lub bardziej mili, ale ta nauczycielka od plastyki jest przekochana.
UsuńUhh, ja tez bylam w amerykanskim kinie z moja host rodzina na mission impossible. Moze trafilam do jakiegos slabego kina, a ty do jakiegos wypasionego, ale to kino w ktorym ja bylam, mialo ultra nie wygodnie, proste fotele, ktore byly strasznie nisko, dzwiek w kinie byl slabszej jakosci a sala byla bardzo mala. Wiec w porownaniu do polskiego kina to jest duzo gorsze. Mysle, ze to dlatego, ze w Ameryce kina powstaly duzo wczesniej, dlatego wiele z nich jest strych, a w Polsce kina powstaly pozniej, wiec wiele z nich jest nowych i unowoczesnionych. Moze ty trafilas do jakiegos fajnego lepszego kina :D
OdpowiedzUsuńhttps://mary-jozwiak.blogspot.com ♥ mój blog klik ♥
moje kino to było jakieś pierwsze lepsze kino do którego weszliśmy, więc chyba nie było wypasione xd Pewnie wszystko zależy od stanu i miejsca w którym kino się znajduję. Pewnie masz rację z tym, że tam kina powstały wcześniej, ale może uda Ci się kiedyś znaleźć nowsze kino z wygodnymi fotelami i dobrym dźwiękiem. Fajnego masz bloga!! czekam na więcej postów
UsuńNie wiem czy pamietasz nazwe tego kina, ale jesli to bylo Marucs (czy jakos tak) to to jest cos w rodzaju sieci kin (bylam juz 2 razy) i one sa ekstra. I nie wiem w takim razie gdzie i na jakie ty filmy chodzisz w PL, ale jak ja jestemw Cinema City albo Multikinie to zawsze sie ludzie smieja na smiesznych scenach w Marvelu, komediach etc, Przeciw ciszym rozmowom nic nie mam (bo sama komentujefilmy XDD), ale jednak kiedy ludzie gadaja za glosno albo uzywaja telefonow podczas filmu to juz mnie to wkurza.
OdpowiedzUsuńZazdorszcze wspinaczki - ja bylam na mini golfie i bylo zarabiscie.
To chyba nie była nawet sieć kin, tylko jakieś takie o, sobie stojące XD Ja w sumie się nie spotkałam z takimi reakcjami w Polsce, może po prostu trafiałam na złych ludzi
UsuńAle masz przygody z tą szkołą :/ a filmik fajny, szczególnie ta motywacja! :D co do kina to się zgadzam, fotele są naprawdę wygodne
OdpowiedzUsuń