19:46

Święta

Święta zaczęły się tym, że na dzień przed wigilią host mama wylądowała w szpitalu. Po obudzeniu się poczuła paraliżujący ból w plecach i widać było, że bardzo cierpiała. Zostałam w domu z Aylą i czekałam na ich przyjazd. Napisałam do host taty, by zapytać jak się sprawy mają, ale mi nie odpisał, co było bardzo frustrujące. W szpitalu spędzili kilka godzin, na szczęście nie było to nic poważnego i przepisano jej tylko leki przeciwbólowe. Mocno opóźniło to przygotowania do świąt, ale i tak wyrobiliśmy się w czasie. Host mama postanowiła, że będziemy mieli (prawie) tradycyjną polską wigilię oraz amerykańskie święta w następny poranek. Jeszcze tego samego dnia zaczęliśmy robienie farszu na pierogi i gołąbki (wszystko wegańskie). Tego dnia posprzątałam też swój pokój (wow teraz nawet widzę podłogę) oraz pomogłam w sprzątaniu domu. Następnego dnia wstałam dosyć wcześnie, ale długo czekałam aż zadzwonią do mnie rodzice, tak bym mogła "być" z nimi przy świątecznym obiedzie. Dzwoniłam do nich kilka razy, ale nikt nie odbierał, więc postanowiłam pomóc Stel w gotowaniu. Oczywiście zostawiłam telefon w swoim pokoju, tak, że przegapiłam 20 nieodebranych połączeń od moich rodziców. W końcu złapaliśmy się kiedy robiłam pierogi i mogłam z nimi porozmawiać. Bardzo śmieszy mnie fakt, że swoje pierwsze w życiu pierogi ulepiłam właśnie w stanach zjednoczonych. Lepienie pierogów to moje nowe ulubione zajęcie i moją ulubioną częścią jest jedzenie farszu podczas ich lepienia. Sama ulepiłam wszystkie pierogi z czego jestem bardzo dumna (moja babcia pewnie też).



Oprócz pierogów zrobiliśmy też kutię, która była najdziwniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek jadłam. Problem z tymi świętami był taki, że host mama zadecydowała o potrawach na podstawie swojego własnego przekonania, a później wmawiała mi, że to ja je wybrałam. Nie chcę narzekać, bo te święta były wspaniałe, ale chce pokazywać też te mniej przyjemne strony. W wigilię (tak jak w thanksgiving) przyszło kilka osób nie z naszej rodziny. Podoba mi się inicjatywa zapraszania ludzi, ale wydaję mi się, że wigilia w Polsce jest bardziej oficjalna i przeznaczona dla rodziny. Oczywiście co to byłoby za spotkanie rodzinne bez Martyny płaczącej w łazience.. Nie obyło się bez punktu, w którym płakałam dzieląc się opłatkiem (nienawidzę tej  części świąt i stel o tym wiedziała, ale i tak kazała mi przez to przechodzić woah). Nie wiem czemu było to dla mnie tak emocjonalne, ale no XD Jedzenie wszystkim smakowało, ale prawdziwym hitem okazał się kompot!! Nie wiem dlaczego, ponieważ były to tylko (albo aż) ugotowane owoce, ale wszyscy rozwodzili się nad jego smakiem. Wszystkie te danie były przygotowywane przeze mnie (i Stel) po raz pierwszy w życiu, więc było to nie lada wyzwanie. O dobrym smaku potraw świadczył chyba brak pozostałości po obiedzie (a liczyłam na świąteczne jedzenie przez następny tydzień). Po posiłku przyszedł czas na otworzenie jednego prezentu. Ja dostałam zapas ciepłych skarpetek, co uważam za prezent udany, ponieważ ja zawsze tu marznę. 


Następnego dnia wstaliśmy około 9. Zjedliśmy świąteczne śniadanie i przyszła pora na otwieranie prezentów. Każdy dostawał po jednym prezencie i wszyscy odpakowywaliśmy je na raz. Stel mocno zaangażowała się w pakowanie prezentów (do tego stopnia ze czasami używała gorącego kleju do przyklejenia ozdób) dlatego ich odpakowywanie trochę zajęło.




 Prezenty ode mnie (chyba) się podobały z czego się ucieszyłam ponieważ kupowałam je na ostatnią chwilę.  Po odpakowywaniu prezentów Sara i jej chłopak zasnęli na kanapie, a my oglądaliśmy świąteczny film "elf". Ja tez ostatecznie zasnęłam i spałam przez następne 2 godziny. W między czasie wszyscy pomagali w przygotowywaniu obiadu. 


wszystkie prezenty które dostałam, niestety nie mam zdjęć prezentów które podarowałam, ponieważ jestem głupia i zapakowałam je zanim zdążyłam pomyśleć o zdjęciu 
stocking, czyli prezenty ze skarpety

razem ze Stel kochamy leniwce i śmiejemy się, że nasze życie to #slothlife


Ketchup to nasz inside joke, ponieważ ja jem wszystko z ketchupem. 

kocham stranger things i to chyba najlepsza rzecz, którą dostałam
Zjedliśmy obiad i w sumie tak zakończyły się święta.









Tak zakończył się pierwszy (i właściwie ostatni) dzień świąt. Drugiego dnia już nic się nie działo, czas spędziłam na zajmowaniu się Aylą, a wieczorem poszłam na nocowanie do Katji. 

skarpetki od Katji, podoba mi się to, że wszyscy dbają o ciepło moich stóp


najpiękniejsze czekoladki w kształcie domów z Hogwartu + jak zwykle nie zrobiłam zdjęcia tego co kupiłam dla Katji
Więc podsumowując, jestem bardzo wdzięczna za te święta. Nie czułam się "homesick" nawet przez chwilę, ponieważ miałam wokół siebie kochających mnie ludzi, którzy naprawdę starali bym czuła się dobrze. Jestem bardzo szczęśliwa, za to, że mogłam mieć wegańskie święta i nie musieć kłócić się z członkami mojej rodziny o to co jem (a raczej czego nie jem). 

instagram: @donau_

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Houston, mamy problem , Blogger