06:43

Weekend w Austin

W piątek znowu nic nie robiliśmy (kto by się spodziewał), w planach mieliśmy pojechanie do Galveston. Jest to miasteczko(wyspa?) oddalona o 111km od Houston. Nasze plany uległy zmianie gdy usłyszeliśmy, że tego dnia w wodzie ugryzł kogoś rekin. To zdecydowanie nie był dobry dzień na pływanie w oceanie XD 

W sobotę wstaliśmy dosyć wcześnie bo chcieliśmy gdzieś pojechać. Zastanawialiśmy się nad Dallas albo Austin, przeważyło to, że w Austin była ładniejsza pogoda. Decyzje o tym gdzie pojedziemy podjęliśmy na 5 minut przed wyjechaniem z domu także całkiem śmiesznie. W drodze zjadłam paczka z dunkin donuts i na tym skończyło sie moje fit wegańskie życie. Po drodze zatrzymaliśmy się na festynie "lavender and wine", nie widziałam tam ani lawendy, ani wina ale było miło. Mieli tam małe kozy i wielkie kudłate psy. 



Sprzedawali tam rożne ręcznie robione produkty, miód, ogórki i inne bajery. Spędziliśmy tam jakieś 20 minut, a następnie ruszyliśmy w dalszą drogę. Zajechaliśmy do "sonic" na bardzo dziwne ziemniaki-w-panierce-w-kształcie-paluszków. W tej restauracji podjeżdża się pod ekrany w których składacie zamówienia, a następnie jest wam ono przynoszone do samochodu. 


Pomyślałam sobie, że to przez leniwość Amerykanów, ale hości powiedzieli mi, że w latach 50-60 funkcjonowało to na tej samej zasadzie tyle, że do waszego samochodu podjeżdżały panie na wrotkach i przywoziły Wam wasze zamówienie. Teraz już raczej nikomu nie chce się jeździć na wrotkach + coraz mniej ludzi odwiedza tą restauracje.  
Do Austin dojechaliśmy dość późno bo ok 16 (wyjechaliśmy o 10, normalnie jedzie się tam 3 godziny), zameldowaliśmy się w hotelu i uberem pojechaliśmy do "Blue Cat Café". Jest to kawiarnia z kotami i wegańskim jedzeniem. Koty które chodzą po kawiarni, są kotami do adoptowania. Za wejście płaci się 5$, a dla przykładu mój wegański wrap kosztował 9$. Dosyć drogo, ale jakaś część dochodów idzie na utrzymanie kotów. 



W kawiarni poznałam 2 ultra miłe dziewczyny, jedna była z Luizjany, druga z teksasu. Kocham Amerykę za to, że możesz porozmawiać z zupełnie obca Ci osoba przez 40 minut i nie będzie to dziwne. Dużo pytały o Polskę i dużo też o niej wiedziały, naprawdę była to najmilsza rzecz jaka mnie dziś spotkała. Byliśmy w tej kawiarni ponad 1,5 godziny, głownie dlatego, że padało i średnio mieliśmy jak się stamtąd wydostać. Zamówiliśmy ubera (znowu) i pojechaliśmy do jakiegoś sklepu z zabawkami w centrum. Większość ulic była zamknięta (z powodu parady równości) dlatego mieliśmy problem z przetransportowaniem się, Amerykanie nie przejdą 2 przecznic piechotą. Ten sklep był taki 2/10, było tam wiele niepotrzebnych rzeczy, ale i tak to całkiem fajne doświadczenie. 

kosztował 40$, więc pewnie działa

fun fact: szukałam tego plecaka przez 3 lata i gdyby nie kosztował 100$ to bym go kupiła xd
czy ktoś tu oglądał iCarly???



Austin słynie z największej na świecie kolonii (jakiegoś specyficznego gatunku) nietoperzy. Codziennie tysiące z nich po zachodzie słońca wylatuje spod głównego mostu w mieście. Po wyjściu ze sklepu poszliśmy je zobaczyć. Nie mam za bardzo ich zdjęć, bo o ile nie macie lustrzanki to ciężko uchwycić je w obiektywie. 

te czarne kropki to nietoperze
Trwało to jakieś pół godziny, następnie wróciliśmy do hotelu i poszliśmy na basen. 

nasz hotel
W niedziele wstaliśmy koło 8 rano i poszliśmy na śniadanie. Po śniadaniu opuściliśmy nasz hotel i udaliśmy się do zoo, które ma wyglądać jak safari. Polega to na tym, że przy wjeździe do parku dostajecie jedzenie dla zwierząt, a następnie wyznaczonymi drogami jeździcie i możecie je karmić.


najsłodsza sarna jaką kiedykolwiek spotkałam (i jedyna)
Zwierzęta są bardzo milutkie i same podchodzą do waszych okien. Oczywiście niektórzy ludzie w tym parku to idioci i np. rzucają w zwierzęta jedzeniem które dostali. Trochę szkoda mi tych zwierząt, chociaż mają dobre warunki i ten rezerwat jest naprawdę duży, to wiadomo, że nie jest to ich naturalne środowisko. "Zwiedzanie" parku zajęło nam jakieś 3 godziny, następnie pojechaliśmy do San Antonio do brata Host Taty na pool party. Ich dom to najpiękniejszy dom jaki w życiu widziałam i nie chodzi tu o to, że były w nim wielkie telewizory, sufity i ogólnie był super fancy bo nie był. Był to stary dom (stary jak na Amerykę) z mnóstwem wspomnień i rzeczami przywiezionymi z podróży. Mieli tam mnóstwo pięknych, oryginalnych rzeczy, wszędzie na ścianach były prace artystów, nawet włączniki do światła były ozdobione obrazami. Nie wstawię tu zdjęcia, bo jednak chyba trochę nie wypada, ale w tym domu uświadomiłam sobie, że miło by było zamieszkać sobie gdzieś w teksasie, mieć taki dom i basen w ogrodzie. I wiecie to jest super w wymianie, że możecie zobaczyć takie miejsca. Muzea są super i moglibyście je zwiedzić po prostu przyjeżdżając do Houston (czy innego miasta), ale będąc turystom nigdy nie poznacie Ameryki od wewnątrz, nie pójdziecie sobie na niedzielne pool party w domu w San Antonio. Teksas i Alaska to jedyne stany do których nie chciałam trafić, a teraz jestem w miłości z Teksasem, jest to naprawdę klimatyczne miejsce i dobrze się tutaj czuję. 


instagram: donau_

14 komentarzy:

  1. Dzieje się widzę ;) To super, że choć Teksas był stanem, do którego nie chciałaś trafić, to jednak wyszło na to, ze dobrze się tam czujesz i się zadomowiłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dzieje się, a w środę już szkoła 🙄 nie wiem jak ja to przeżyję, ale dzięki za komentarz ♥️

      Usuń
    2. Ja zaczynam w czwartek i też się stresuję XD

      Usuń
  2. Świetna wycieczka 😍 Ta kawiarnia 😍 meeega. Super, że jesteś zadowolona ze swojego stanu. Chociaż domyślam się, że dużą rolę gra hrodzina.
    Nwm czemu, ale mi się właśnie marzy Alaska :D
    Ps. iCarly jest super wg mnie i nadal oglądam:D pozdrawiam ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to praaawda. Alaska jest spoko, ale wydaje mi się, że nie przetrwałabym tam 10 miesięcy

      Usuń
    2. Ja sie balam Alaski, ale ja nawet w Arizonie nosze bluzy xD

      Usuń
    3. ja w teksasie też chodzę w bluzie cały czas XD

      Usuń
    4. Hmmm, brzmi dość dziwnie :D pewnie chodzi o klimatyzację? Bo te ponad 40 stopni, o których pisałyście to chyba trochę za ciepło na bluzę, no chyba, że nie hahah

      Usuń
  3. Nie wiem zbytnio co mam napisać, oprócz tego, że fajnie, że się już zaaklimatyzowałaś i zazdro tego zoo/safari (chociaż ja i tak czekam na ten dzień z Jurassic Park XD) oraz wypadu na basen i pool party. XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Skyszalam o tej restauracji i trzeba im przyznać ze zamysł jest dosyć ciekawy, chciałabym to kiedys zobaczyc hah ciesze się ze chociaz nie chcialas tam trafic to jesteś zadowolona bo jednak wiele zalezy od rodziny i ludzi dookoła, bo mogłabys trafic w najbardziej wymarzone miejsce ale co z tego jesli ludzie byliby dla ciebie nieodpowiedni? super ze spedzcie tak dobrze razem czas❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na posta ze szkołą i typu back to school. I bardzo się cieszę, że się zaklimatyzowałaś i pokołas Teksas

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Houston, mamy problem , Blogger